Pojęcia nie mam, gdzie mi się podziały ostatnie tygodnie. Najpierw był długi weekend, który w moim przypadku trwał od piątku do czwartku. Potem dwa dni pracy, które miały być proste i przyjemne, a jakimś dziwnym sposobem zmęczyły mnie do granic. Pewnie dlatego, że nie zdążyłam się przestawić na tryb pracy po tak długim weekendzie ;-) Wyciągnęłam wniosek na przyszłość - w przyszłym roku biorę sobie 3 dni urlopu, by mieć 9 dni wolnego. A co!
Na długi weekend się prawie pochorowałam. Na szczęście szybko mi przeszło. Ale i tak spędziłam weekend, śpiąc do późna i raczej nigdzie nie wychodząc. Właśnie na to miałam ochotę - książki, filmy, seriale i lenistwo. I kameralny grill, gdy tylko pogoda pozwoliła ;-)
Zaraz po weekendzie w pracy miałam zaplanowany dość ważny moment, ale... został odroczony. Okazało się, że nie jestem do niego wystarczająco przygotowana. No to przygotowuję się dalej, choć potrzebuję do tego wsparcia z pewnego działu ;-)
Tak oto te przygotowania wyzwoliły we mnie pewną złośliwość. "Wypisałam" ją ostatnio w formie 80 (!) zdań, których nie usłyszy się w mojej firmie. Jednym z nich było: Helpdesk rozwiązał mój problem. Kto ma taki dział u siebie w biurze, pewnie zrozumie ironię ;-)
Po tych dwóch dniach pracy spędziliśmy świetny weekend. Wyskoczyłam na szybkie piwo z ludźmi z dawnej pracy (call center), a potem na Strażników Galaktyki.
Ze spotkania wyciągnęłam nawet budujący wniosek. 4 na 6 przybyłych osób dalej pracuje w call center. 1 bodajże na wyższym stanowisku niż te 5 lat temu, kiedy pracowaliśmy razem. 2 osoby pracują gdzie indziej - jedną z tych osób jestem ja. To piwo uświadomiło mi, że może czasem nie widzę na bieżąco, że robię coś ze swoim życiem - ale najwyraźniej jednak robię, bo jestem dalej niż byłam te kilka lat temu. I uświadomiłam sobie również, że wpływ na to miało wiele czynników. To, gdzie jestem teraz, jest efektem moich decyzji sprzed kilku lat. I chyba w większości były całkiem słuszne ;-)
W niedzielę wylądowaliśmy na partyjce Monopoly, a potem na kręglach. W Monopoly grałam dopiero drugi raz i najwyraźniej podejmuję zbyt mało odważne decyzje, bo zawsze prędzej czy później bankrutuję. Zazwyczaj prędzej - jako pierwsza lub druga osoba. W kręgle raz przegrałam z kretesem, a raz prawie wygrałam. Prawie, bo przy przedostatniej i ostatniej turze wpadłam na bezcenny pomysł rzucania kulą, która ważyła tylko trochę mniej niż samochód. Prawie poleciałam razem z nią przy rzucie i teraz sobie myślę, że może właśnie to trzeba było wykorzystać. Na pewno strąciłabym więcej kręgli niż tą kulą...
Reszty tygodnia za dobrze nie pamiętam. Byłam znowu przemęczona i kładłam się do łóżka bardzo wcześnie, starając się tylko dożyć do piątku. Miałam wrażenie, że cała moja energia znikała zaraz po wyjściu z pracy. Jakoś starczało mi jej na te 8 godzin, ale na życie po pracy to już niekoniecznie. W piątek dopiero odpoczęłam. Zrobiłam pyszny obiad i wyskoczyliśmy na karaoke. A potem wstałam i miałam bardzo przyjemną sobotę. Resztę weekendu spędziliśmy na wsi. Wybraliśmy się na bardzo przyjemny spacer w moje ulubione miejsce - a pogoda była naprawdę cudownie spacerowa. Cieplutko, słonecznie, nawet już nie wiosennie, tylko wręcz jak latem.
A potem znowu się okazało, że przemęczenie było zapowiedzią przeziębienia. I tak oto nadaję do Was chora. Ironia losu - byłam około miesiąc temu na L4 i lekarz mi powiedział, że nie będzie mi przepisywał antybiotyku, bo to tylko grypa, antybiotyk nie pomoże, a potem będę łapać każdy możliwy katar. Chyba zmienię lekarza. Nie jestem fanką brania antybiotyków na wszystko, ale... bez antybiotyku też łapię wszystkie bakterie, jak popadnie. Cóż, zabieram się za poprawienie odporności. Przez całą zimę piłam herbatę z imbirem i nie chorowałam. Wracam do tego i to oficjalnie, bo właśnie wypijam trzeci kubek dzisiaj. I za chwilę z powrotem melduję się w łóżku, z biografią Steve'a Jobsa, którą by już wypadało wreszcie dokończyć, bo wspominam o niej chyba już od dwóch miesięcy ;-)
Na blogu ostatnio pojawiło się kilka postów, w tym bardziej branżowe:
Dobre praktyki ludzi sukcesu
4 sprawdzone sposoby, jak wyzwolić w sobie kreatywność
(bardzo polecam pierwszy, bo pozwala szybko zaobserwować postępy)oraz jeszcze:
Czego boi się dres, co robiłam w Niemczech i prześmieszny film
Nie bój się lenistwa
Czas "mogę" i czas "muszę"
Dajcie koniecznie znać, co u Was słychać. Mam nadzieję, że jesteście w znacznie lepszej formie niż ja :-)