25 października

Prawdziwy podróżnik nie jeździ na all inclusive!

Co z Ciebie za podróżnik, gdy masz zapewniony transport z lotniska do hotelu i z powrotem, a w trakcie urlopu siedzisz nad basenem i nie musisz walczyć o życie (posiłki, dotarcie i przeżycie), bo wszystko masz podstawione pod nos?




prawdziwy podróżnik nie jeździ na all inclusive


All inclusive? No chyba żartujesz...

Prawdziwy podróżnik musi się umęczyć!

Albo i nie. Bo ja, gdy tylko mam wybór, wybieram to osławione all. 😉 A dlaczego?

Urlop to czas na odpoczynek

A mój odpoczynek oznacza, że nic nie robię: nie pracuję, nie gotuję, nie prasuję.

Jedynie czytam, słucham muzyki lub podcastów, albo tępo gapię się w morze. I generalnie to super, jeśli mam wszystko podstawione pod nos.

Po całym roku pracy fajnie jest wreszcie nic nie musieć. To mój priorytet.

Każdy ma do tego prawo - czasami po prostu trzeba się zresetować i zapomnieć o obowiązkach.

A jeśli mam ochotę przez 2 tygodnie oglądać tylko basen i plażę, też mogę - bo czemu nie?



Na all też można doświadczyć kraju

Jeśli się chce. Bo czy ktoś wprowadził jakiś odgórny zakaz zwiedzania na all inclusive?

Albo może nie wolno wtedy odwiedzać lokalnych restauracji? Nic mi o tym nie wiadomo.

U mnie zwykle jest tak, że pierwsze dni spędzam mało twórczo i nabieram sił, a gdy już ich nabiorę - zaczynam zwiedzać, próbować i doświadczać.

A tak nawiasem mówiąc, nikt też nie powiedział, że nie można posmakować lokalnej kuchni na all inclusive - zwykle są do wyboru lokalne dania.

A czasami tylko takie (przy czym tak, wtedy zawsze musi się znaleźć jakiś Polak, który potem w opinii napisze, że mu europejskiej kuchni w Turcji brakowało 😉).

Co kto lubi

Jedni wolą buraki, inni cebulę.

Jedni lubią zarzucić plecak na plecy, wskoczyć do samolotu i na własną rękę zwiedzać kraj. Inni - na spokojnie dojechać zorganizowanym transportem do hotelu, a potem się zastanowić, co robić.

Jeszcze inni - dotrzeć do hotelu i zalec przed basenem na najbliższe 2 tygodnie.

I nie można tego wartościować - każdy ma prawo zorganizować sobie SWÓJ urlop na SWÓJ sposób.

Poza tym, jeśli ktoś ciężko pracuje, może chcieć w czasie wakacji mieć po prostu święty spokój - nie użerać się z dojazdami, taksówkami i poszukiwaniem drogi w mapach Google. Znowu - jego prawo.

Na all inclusive też można się umęczyć

OK, byłam dwa razy, ale pewne poglądy zdążyłam sobie już wyrobić.

Po pierwsze, w pewnym momencie nawet najlepsze jedzenie się nudzi, zwłaszcza że na all bywa powtarzalnie.

Po drugie, po drinki i tak trzeba chodzić samemu, obsługa podstawia je pod nos tylko Niemcom, bo liczy na napiwki w Euro. 😉

Po trzecie, jeśli nie wyjeżdżasz do odciętej od świata kambodżańskiej wioski bez wody, prądu i internetu, najpewniej otaczać Cię będą... rodacy.

A Polacy na all to temat wart osobnego opisania.

Tylko podczas dwóch wyjazdów:


  • zostałam ulokowana na tym samym piętrze, co hałaśliwe gnojki, które biegały po korytarzu od 7 rano do północy, darły mordy i trzaskały drzwiami polska zielona szkoła,

  • zaobserwowałam tyle przypadków kwiatu polskiego narodu, który pije, śmieci i hałasuje, że aż wstyd mi potem było przyznać się lokalsom, że ja też z Polski (nawet Rosjanie bawią się spokojniej, słowo!),

  • przez cały wyjazd byłam wybudzana trzaskaniem drzwiami, bo większość rodaków (ale nie tylko) przerasta przytrzymanie drzwi przy zamykaniu, zarówno o 7 rano, jak i o 2 w nocy,

  • pewnej nocy wybudziłam się chyba z 20 razy, ponieważ jakieś Polki postanowiły wydzierać się do 3 w nocy na hotelowym balkonie,

  • w drodze na lotnisko musiałam wysłuchiwać kolesia, który z jakiegoś powodu uznał, że zasadne jest nazwanie debilem Turka, który nie rozumie gorączkowego polskiego „klima! klima!” - tu chyba miała zastosowanie zasada, że w innych najbardziej przeszkadzają nam... własne przywary (w końcu - Polak też ni w ząb nie rozumiał, co Turek do niego mówi),

  • w Turcji słyszałam, jak Polacy wygłaszają rasistowskie teksty o „turasach” - no hej, umówmy się, jak nie lubisz kotów, albo Turków, to nie jedziesz do Turcji, bo w Turcji jednych i drugich naprawdę nie brakuje,

  • transfery z lotniska i z powrotem dały mi się naprawdę solidnie we znaki - w końcu zawsze wylot musi być o jakiejś chorej porze typu 23, albo 5 rano, a potem się jedzie 5 godzin, bo trzeba rozwieźć wszystkich po hotelach...

Mogłabym chyba dłużej wymieniać i najwięcej by w tym wszystkim było pretensji do Polaków, którzy się za granicą nie umieją zachować, ale cóż - taki urok all inclusive. Tam zawsze będą Polacy i to jest największa wada tego typu wyjazdów.

Ale mimo wszystko lubię all inclusive. Właśnie dlatego, że ściąga mi z głowy masę decyzji, typu co ugotować i czym dojechać.

I może nie muszę walczyć o życie... ale o sen trochę już tak. 😉

Przynajmniej, dopóki mam wokół siebie sporo rodaków - bo wiadomo, że w tak licznym gronie zawsze znajdą się jakieś czarne owce, które powinny otrzymać dożywotni zakaz wyjazdu za granicę.

A Ty co sądzisz? Jeździsz na all inclusive? All inclusive liczy się jako podróżowanie, czy niekoniecznie?

instagram copywritera



Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lubię wartościowe komentarze i na takie liczę. 😉

Żadne tam: super wpis, super zdjęcia, wszystko super itd.

Dalej chcesz napisać komentarz o treści „Super wpis” i dodać link do swojego bloga? Lepiej się zastanów i sformułuj to inaczej, bo Gremlinem poszczuję.

Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger