21 maja

Narcyzy w pracy i inne kwiatki. 14-20 maja

Ten tydzień był bardzo pracowity i wypełniony zajęciami po brzegi, a jakimś sposobem ciągle mniej straszny niż te długie dni, o których wspominałam w poprzednim przeglądzie tygodnia. Chyba czasem tak jest, że energii mamy tyle, że możemy podbijać świat, a czasem ledwo nam jej starcza na codzienne obowiązki. Jeśli tak - najwyraźniej to był mój tydzień.


Przegląd tygodnia

Ten tygodnik piszę z nowego laptopa. Poprzedni Acer służył mi dzielnie przez ostatnie prawie 3 lata i do tej pory jest sprawny, ale jednak - praca na wolnym komputerze do przyjemności nie należy.


Pamiętam, że kiedy go kupowałam, nie obeszło się bez przygód. Był to używany, poleasingowy laptop. Nie chciałam wydawać zbyt dużo pieniędzy. Nie byłam też zbyt świadomym użytkownikiem - swoje kryteria ograniczyłam do "ładny, lekki, dobry do przewożenia, 15,6  cali". No i nie przebierałam za bardzo, tylko poszłam do jednego outletu i wzięłam, co było. Na miejscu działał pięknie.

Wystarczyło jednak przynieść go do domu, by okazało się, że coś w nim straszliwie terkocze po włączeniu. Na domiar złego, odpalił aktualizację, przez którą przez kilka godzin był głośny jak helikopter i uświadamiał mi, że chyba nie jest zadowolony i zamierza ode mnie odlecieć. Problem udało się rozwiązać po jakichś 3 wizytach w outlecie - był spowodowany ułamanym skrzydłem wiatraka. W międzyczasie jeszcze przy tych naprawach zrobili mi formata - w końcu nic tak nie pomoże na ułamane śmigło, jak format... Outlet zbankrutował, jeszcze zanim skończyła mi się gwarancja - podobno więcej ludzi miało z nimi podobne doświadczenia.

Tym razem w piątek, podczas instalacji Windows 10... zalałam sobie laptopa. Nie pytajcie czym - było niestety słodkie, a to gorzej niż woda. Wychodzi na to, że u mnie wymiana laptopa musi być pełna akcji. Tym sposobem sprzęt zamiast być aktualizowany, uzupełniany programami i namiętnie testowany, przeleżał prawie dobę odłączony od zasilania, bez baterii i "do góry nogami" (tak jak w linku, wrzucam, żebyście też na przyszłość wiedzieli). Dopiero następnego dnia odważyłam się go włączyć.

Pominę już może dalsze atrakcje z instalacją Windows, bo to też niespecjalnie chciało się udać. Jest już coś takiego, że kiedy używam "okienek", jakoś z góry przygotowuję się na różne scenariusze i zakładam, że coś może nie wyjść. Zawsze.

W temacie dobrego tygodnia... dobrze było, dopóki się nie rozpadało. Mam ambicję, żeby codziennie, niezależnie od pogody, jeździć do pracy rowerem. Dopóki była to dość krótka droga, absolutnie nie sprawiało mi to problemu. Ten powstał, gdy moja droga do pracy wydłużyła się niemal 3-krotnie. Okazało się, że opracowałam sobie fantastyczną, całkiem szybką i bardzo przyjemną trasę, która w ogóle nie nadaje się do pokonywania w ulewnym deszczu - bo się na niej robią bajora po kostki. W czwartek dojechałam tak bardzo przemoczona, że chyba tylko cudem nie przypłaciłam tego przeziębieniem. Wracałam już inną drogą.

Oczywiście, kiedy człowiek dojeżdża do pracy mokry, to automatycznie staje się zły - że daleko, że wcześnie, że pogoda beznadziejna i po co to wszystko. A potem wpada na świetny pomysł - który kompletnie odczarowuje ten zły dzień. I tak właśnie wtedy miałam.

W piątek podobnie, ale mniej hardkorowo - kiedy wstawałam rano, pogoda była OK. Może zimno, może pochmurno, ale nie padało. Odrzuciłam więc pomysł, żeby jechać autobusem i wskoczyłam na rower. Rozpadało się, gdy byłam w połowie drogi... na szczęście, tym razem lepiej się przygotowałam i jakoś szczególnie mocno nie zmokłam. Człowiek uczy się na błędach, prawda?

A gdzie ta praca, o której pisałam we wstępie? Ech, wszędzie. To, co opisałam wyżej, to tylko skrawki tego tygodnia, całą resztę szczelnie wypełniała robota.

Najnowsze wpisy

Na blogu w tym tygodniu:

4 typy ludzi, których spotkasz w pociągu nad morze



Blogowe BHP. Sposób na długie godziny pracy przed komputerem



Przegląd internetów

Nie mogę, naprawdę nie mogę pozostawić bez komentarza tekstu pani prezes, która oznajmiła, że chęć pracy przez 8 godzin dziennie i posiadania czasu wolnego dla siebie po pracy to oznaka narcyzmu. I skomentowałam - tutaj, na fanpage'u Pomysłowa.

Kiedyś, dawno, dawno temu, wpadłam na pomysł zostania opiekunką do dzieci. To było co najmniej 6 lat temu. Okazuje się, że od tamtej pory nie zmieniło się nic - ani stawki, ani wymagania... Dziwię się sobie. Już wtedy stać mnie było na więcej, chociaż o tym jeszcze nie wiedziałam.

A co u Was ciekawego w tym tygodniu?

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger