29 stycznia

Firmy, które nie umieją w komunikację. 22-28 stycznia

Niby nowy telefon, nowy aparat, to i motywacji do robienia zdjęć przybyło... a jednak jakoś tak mało ich było w tym tygodniu. I znowu muszę odtwarzać wszystko z pamięci :-) No cóż, spróbujmy!

komunikacja


Przegląd tygodnia

Chyba udało mi się wreszcie przejść do porządku dziennego nad codziennością - wiecie, taką rutynową, momentami nudną, że rano pobudka, 8 godzin w pracy, potem obiad, sprzątanie, jakiś spacer, napisanie czegoś na bloga... i nagle dzień się kończy. Powoli jednak zaczynam się godzić z tym, że zmieszczę w dniu wszystko to, co bym chciała tylko, jeśli doba się rozszerzy, albo ja przestanę spać.



Postanowiłam wrócić do regularnych treningów. Bez wymówek, że nie mam czasu. Na razie w domu, ale zamierzam również zakopać topór wojenny z obsługą mojego do niedawna ulubionego basenu i zacząć znowu regularnie pływać. No dobra, z tym toporem wojennym to akurat hiperbola, ale po starciu z ich marnymi umiejętnościami komunikacyjnymi pozostał taki niesmak, że od prawie dwóch miesięcy tam nie byłam. A karnet stygnie...

Nie mogę rezygnować z tego, co lubię, tylko dlatego, że obsługa nie umie w komunikację ;-)

Dbam też ciągle o to, by robić codziennie te 8 tysięcy kroków. I nawet wychodzi, choć nie jest łatwo pogodzić to z treningami i resztą życia. Ale nie poddaję się.

Tydzień minął, nawet nie wiem kiedy. Być może dlatego, że w piątek miałam wolne. I tak wcześnie wstałam - trochę z konieczności, a trochę z braku umiejętności spania dłużej niż do 8 ;-) Choć z tym to też różnie bywa i reszta weekendu pokazała, że jednak potrafię.

No i popełniłam zbrodnię - w dniu urlopu poszłam na chwilę do pracy. Tłumaczy mnie jedynie fakt, że tylko po przesyłkę, którą przekierowałam na adres domowy, wiedząc, że będę akurat w domu, ale GLS (mój ulubiony!) to przerosło i postanowili dostarczyć ją do biura. Cóż, była okazja do spaceru :-)

W piątek ogólnie pobiłam swój mały rekord, bo łącznie zrobiłam aż 13 tysięcy kroków. Wszystko dlatego, że wylądowałam na firmowej imprezie. Potem przenieśliśmy się do innego lokalu, a potem przybyła moja druga połówka i powędrowaliśmy jeszcze dalej :-D Nie wiem, czy kręgle, czy to łażenie przypłaciłam bolesnymi zakwasami, ale jakoś daję radę. Byłam nastawiona na zwycięstwo, ale nie udało mi się rzucić ani jednego strike'a...

Spałam też kiepsko, ale już udało mi się dojść do siebie :-) Odespałam przy oglądaniu najnowszego Thora - nie udało mi się dotrwać do końca, choć dalej twierdzę, że film świetny.

Najnowsze wpisy

W tym tygodniu na blogu:

8 rad dla aspirujących konkursowiczów




Przegląd internetów

W blogosferze zawrzało. Najpierw polska aferka z pustostanami, teraz ta bardziej europejska z hotelem... Ogólnie - nie mogę patrzeć na tę panienkę, bo przez tę sztuczną opaleniznę i makijaż nude wygląda, jakby albinoska z anemią, ale... i tak staję po jej stronie. Została chamsko potraktowana. Gość dość szybko wyczuł okazję do zyskania rozgłosu - no i zyskał. Co prawda, przede wszystkim sławę największego ciula w Dublinie, ale jednak - zyskał. Cały ciąg dalszy tej historii pachnie mi próbą wybicia się na skandalu.

Pamiętajmy, że to koleś, który już zabronił wstępu do swojej kawiarni weganom ;-) Teraz do listy doszli blogerzy.  Chciał powiedzieć "nie"? Wystarczyło odpisać na jej maila, bez publikowania odpowiedzi na FB (bo pewnie nie była to pierwsza taka wiadomość od blogera). To, że nie opublikował jej danych, wcale go nie wybiela.

Jej błędem było zaś napisanie maila bez wcześniejszego sprawdzenia, do kogo pisze - a to mogłoby jej oszczędzić stresu. Może akurat znalazłaby info o jego podejściu do wegan i zaświeciłoby się w jej głowie ostrzegawcze światełko?

Przy okazji natrafiłam na artykuły na temat dwóch miejsc, które kompletnie nie umieją w obsługę klienta: miejsce pierwsze, miejsce drugie. Nawet do pewnego stopnia mnie to śmieszy, ale taki sposób prowadzenia biznesu to PR-owe samobójstwo. Moim zdaniem zbyt mocno nienawidzą ludzi i powinni dać sobie spokój z taką działalnością. Najlepiej niech wypierda...ją w ch...j w Bieszczady i zostaną je...anymi pustelnikami.

Na sam koniec podrzucam coś, co mam ochotę zalinkować również w swojej zakładce "Współpraca" - jak proponować współpracę blogerom? Wszystko przez to, że takich maili spływa do mnie coraz więcej i niektóre są wyjątkowo słabe. Jeden tak zwalił mnie z nóg, że niemal natychmiast odpisałam "To chyba jakieś żarty!". I wcale nie jest mi za to wstyd. To tak, jak z kobietą, której facet składa niemoralną propozycję - to on się powinien wstydzić, nie ona. Chyba że propozycję przyjęła...

A co u Was?

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger