20 kwietnia

Parownica stojąca Philips - czy stanęła na wysokości zadania? Opinia

Nie lubię domowych obowiązków. Nie lubię jednak też bałaganu. Staram się to wszystko ogarnąć w stylu "Work smarter not harder". Zgodnie z tą zasadą unikam, jak mogę prasowania... albo przynajmniej żelazka. Tak, jestem żelazkosceptykiem, mam żelazkofobię i jeśli żelazka są u władzy, to ja należę do opozycji.

garderoba

Jestem też zdania, że w większości przypadków ubrań nie trzeba prasować - wystarczy je strzepać po wypraniu i dobrze rozwiesić. Ta taktyka sprawdza się znakomicie. Tak naprawdę prasuję tylko nieliczne koszule i bluzki, którym powyższe zabiegi nie pomagają. Nie jestem jednak jakimś superpedantycznym typem, bo zwyczajnie nie mam na to czasu. Multipotencjał ma w końcu swoje prawa ;-)


W sumie to już od ponad roku nie używam zwykłego żelazka. Nigdy nie lubiłam tego mozolnego prasowania na desce. Kanty na rękawach i niedokładnie rozprasowane marszczenia... a potem zastanawianie się po wyjściu: "Czy ja w ogóle wyłączyłam żelazko?". A, no i właśnie żelazkiem załatwiłam sobie nową sukienkę... Dlatego właśnie przestawiłam się na prasowanie parowe. Mam niewielki turystyczny prasowacz parowy, a od kilku dni także parownicę stojącą Philips.

Urządzenie po wyjęciu z kartonu trzeba sobie oczywiście poskładać - ale jest to na tyle proste, że praktycznie nie zaglądałam do instrukcji.

Parownica stojąca Philips

Konstrukcję prasownicy naprawdę mocno przemyślano. Urządzenie posiada zarówno wbudowany wieszak na ubrania, zamontowany na stabilnym, podwójnym stelażu, jak i miejsce na zwykły wieszak na ubrania. Oprócz tego uwzględniono także zamontowanie deski do prasowania - i to jest fantastyczny pomysł. Czasami brakowało mi właśnie czegoś takiego - płaskiej powierzchni pod materiałem. To zdecydowanie ułatwia cały proces. W zestawie jest także rękawica ochronna oraz nasadka ze szczotką.

Korzystanie z prasownicy Philips jest również bardzo proste. Wystarczy wyciągnąć pojemnik na wodę, napełnić go (można wodą z kranu, chyba że macie bardzo twardą wodę - wtedy jest raczej zalecane korzystanie z wody destylowanej), włożyć na miejsce, włączyć urządzenie i przekręcić gałkę, by ustawić pożądany poziom pary. Teraz wystarczy chwilkę poczekać, aż prasownica nagrzeje wodę (i przygotować sobie w tym czasie ubrania do prasowania wraz z wieszakami).

Parownica stojąca Philips

Czas na prasowanie. Zawieszamy ubranie na wbudowanym wieszaku lub na haczyku na wieszak, blokujemy go i prasujemy. Zablokowany wieszak ułatwia zadanie, bo ubrania się nie przemieszczają. Regulacja wyrzutu pary pozwala dostosować ją do potrzeb i rodzaju tkaniny. Sama używam tej największej, bo jest najskuteczniejsza.

Prasowanie parowe jest nieco szybsze niż tradycyjne: unikamy rozkładania deski i mozolnego jeżdżenia po częściach trudnych do wyprasowania. Prawda jest taka, że wystarczy kilka razy przejechać parą po tkaninie, żeby wyraźnie się rozprostowała. Dlatego właśnie można z prasownicy skorzystać nawet w pośpiechu przed wyjściem. Tylko w przypadku grubszych materiałów może to potrwać nieco dłużej. Zadanie ułatwi nałożenie końcówki ze szczoteczką.

I co, pewnie chcecie zobaczyć efekty? Proszę bardzo. Tak wyglądają ubrania po szybkim odświeżeniu (bo na dłuższe oczywiście nie miałam czasu).

Parownica stojąca Philips

Parownica stojąca Philips

Parownica stojąca Philips

Parownica stojąca Philips

Generalnie prasownica Philips zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Jestem tylko nieco zawiedziona jej mocą - turystyczne urządzenie parowe ma znacznie silniejszy wyrzut pary. Zapewne o tej sile decyduje przede wszystkim konstrukcja urządzenia - w prasowaczu parowym droga pary od jej wytworzenia do wyjścia jest po prostu krótsza. Na szczęście ostateczny efekt użycia obu urządzeń jest podobny. Drugi, jeszcze mniejszy zawód to deska do prasowania, która wygląda jak biała pielucha nieatrakcyjnie - to jedna z nielicznych rzeczy, które w bieli są takie sobie, szczególnie że jest to biel "wzbogacona" jakimś nieciekawym dla mnie wzorem. Na szczęście, cała reszta prezentuje się dobrze :-)

Poza tym jednak jestem pozytywnie zaskoczona. Gdybym miała osobną garderobę, takie urządzenie na pewno znalazłoby w niej swoje miejsce. Prasowanie parą jest naprawdę szybsze i wygodniejsze, i nic nie przekona mnie już do tradycyjnego żelazka. No i pamiętajmy wciąż, że prasowaczem nie da się spalić ulubionej sukienki, a to jest już naprawdę niezaprzeczalna zaleta.

Słowem: mój entuzjazm jest raczej umiarkowany, ale jestem zdecydowanie po stronie prasownicoentuzjastów.

A jak tam u Was? Prasowanie tradycyjne czy parowe? A może ktoś z Was też się przyznaje do bycia żelazkosceptykiem? ;-)

Post powstał w ramach współpracy

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger