19 marca

Dzień Kobiet, skrucha i sposób na szefa. 5-11 marca

Cóż w tym tygodniu? Dzień Kobiet, kolejne genialne pytania w Milionerach i bardzo fajny weekend, który skończył się zakwasami. Wszystko fajne zresztą było, nie tylko weekend... ale po kolei.

Dzień Kobiet

Przegląd tygodnia

Dzień Kobiet u niektórych wywołuje jakiś nieuzasadniony ból zaplecza, który objawia się pisaniem dziwnych komentarzy, że komunistyczne święto, relikt PRL-u i takie tam... No cóż, to skoro mamy zrezygnować ze wszystkiego, co nam pozostało po tamtej epoce, to chyba powinniśmy też na przykład wyburzyć bloki, w których mieszkamy.

Ja lubię ten dzień. Miło jest dostać kwiatka czy życzenia. Mnie to święto prowokuje raczej do przemyśleń, że właściwie to fajnie jest być kobietą, nawet mimo wielu licznych minusów. A jeszcze bardziej warto być taką kobietą, która wie, czego chce i konsekwentnie do tego dąży. Niezależnie od tego, czy otoczeniu się to podoba, czy też nie. I takie też wszystkie bądźmy, drogie Panie :-)


Święto świętem, ale... wyobraźcie sobie teraz taką scenkę. Wracacie do domu po pracy. Robicie szybki trening, a potem zabieracie się za obiad. Jak zawsze.

Obieracie ziemniaki. Wstawiacie marchewkę z groszkiem. Podsmażacie na patelni kurczaka z przyprawami. Przykrywacie go pokrywką, żeby się lekko poddusił, bo wtedy jest lepszy. Kiedy jedzenie sobie powoli dochodzi na kuchence, łapiecie za odkurzacz.

Jesteście już w pokoju i nagle słyszycie dziwny brzęk zza ściany. Wracacie do kuchni i okazuje się, że pokrywka postanowiła sobie wpaść na obiad... tak całkiem dosłownie. Najwyraźniej ten kurczak powiedział jej coś takiego, że spękała, albo poczuła skruchę.... I ani pokrywka, ani mięso do niczego się już nie nadają.

Dodajcie sobie jeszcze, że mieliście potworną ochotę na tego kurczaka, było go prawie pół kilo i wszystko musieliście wyrzucić.

Tak właśnie wyglądał mój Dzień Kobiet. Osłodził mi go tylko piękny fiołek, którego dostałam.

Ufff, nie życzę nikomu takich atrakcji. I na wszelki wypadek nie radzę kupować pokrywek w Kiku - choć mój zmysł eksperymentatora każe mi to sprawdzić jeszcze raz.

Weekend był trochę szalony. W piątek miałam wolne, ale oznaczało to jedynie to, że mogłam pospać dłużej (więc spałam do 8:30) i polenić się w ciągu dnia. Wieczorem czekały mnie zakupy w kilku miejscach i fryzjer (bo tak sobie wymyśliłam). Nie udało mi się zrealizować nawet połowy planu... więc plan przeniósł się na sobotę.

Koło południa poleciałam do fryzjera. I odbiłam się tylko. Gdy odwiedziłam łącznie 3 salony i w każdym mi odmawiali ("bo mamy dużo pań zapisanych", "bo dziś zamykamy wcześniej", "bo nie zdążymy"), to jakoś automatycznie się poczułam, jakbym próbowała się dostać do lekarza. Wnioski mogliście zobaczyć na Twitterze ;-)

Tak czy tak, zła byłam trochę, że facetów przepuszczano bez problemu, a mnie (choć zastrzegłam, że chcę proste cięcie, bez mycia, cieniowania i modelowania, czyli robota na 10-15 minut) odprawiali. W salonach byli tylko panowie i stare wyfiokowane baby układające kask z ondulacji na niedzielną mszę... Ja nie wiem, może ja po prostu złych fryzjerów sobie wybieram. Inna rzecz, że bolałoby mnie, gdybym za ciachnięcie nożyczkami kilka razy miała zapłacić 300 złotych, więc liczą się tylko godziny otwarcia salonu i cena.

Ostatecznie za piątym (!) razem udało mi się dopiąć swego.

Potem, jak już ogarnęłam te wszystkie zakupowo-fryzjerskie atrakcje, poszłam na urodziny. I tyle mnie widzieli... A impreza była bardzo fajna. Kinect jest świetny, a już szczególnie do wykrywania mięśni, o których nie miałam pojęcia. Wystarczyło zagrać w parę rund boksu, żebym się dowiedziała, że mam mięśnie na plecach i raczej niezbyt używane. Auć.

I tak oto niedziela minęła mi już tylko na dogorywaniu, bo na nic więcej siły nie miałam. Zazwyczaj nie lubię takich niedziel, szczególnie jeśli późno wstaję, ale tym razem było jakoś tak fajnie.

Najnowsze wpisy

Na blogu w tym tygodniu:

3 książki, które warto przeczytać w marcu



Przegląd internetów

Pewnie przez to wszystko kompletnie nie odczułam pierwszej niehandlowej niedzieli. Tylko sobie czytałam o tym, jakie to straszne, że rodziny nagle musiały zacząć ze sobą rozmawiać...

Poza tym Poczta Polska nie dba o bezpieczeństwo klientów. A to Ci dopiero odkrycie... Samo to, że listy polecone może za Was odebrać tak naprawdę każda dorosła osoba, która pokaże się w drzwiach, już nieźle pokazuje, jak bardzo Poczta się troszczy o Waszą prywatność. I tak, teoretycznie powinna to być osoba zameldowana pod tym samym adresem, co Wy, ale listonosz, po pierwsze tego nie sprawdzi, a po drugie, nawet jeśli - i tak teraz na nowych dowodach nie ma przecież adresu zameldowania. Najpierw starannie chronicie swoje dane w internecie, a za chwilę ktoś obcy może dostać list na Wasze nazwisko, z kompletem informacji o Was, ot tak, bo Poczta nie pilnuje takich spraw. Przecież ważniejsza jest sprzedaż chińskich popierdółek i kalendarzy z przepisami siostry Anastazji...

Z bardziej zabawnych rzeczy - gość wystawił na Allegro kultową reklamówkę z Biedronki. Janusze oszaleli i zaczęli licytować, aż doszli do niemal miliona i wtem... Sami zobaczcie :-) Zresztą, warto dla treści ogłoszenia, która była fajnie prześmiewcza.

Zabawne było również to pytanie w Milionerach. Wybaczcie jakość, starałam się uchwycić moment ;-)


A tu ciekawy patent dla tych, którzy mają upierdliwego szefa (jak ja kilka lat temu), który regularnie wpada bez ostrzeżenia do ich pokoju i zagląda im przez ramię. Pomijam kwestię, jak bardzo opresyjne jest to zachowanie - ale niestety, typowe dla Januszy biznesu, więc... pozostaje tylko znosić, albo wziąć kredyt i zmienić pracę.

A co tam u Was? Jak tam Wasi szefowie? :-D

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger