W pierwszej chwili nie wiedziałam za bardzo, co napisać o tym tygodniu, bo raczej mało się działo. Ale... miałam sporo czasu dla siebie, żeby zacząć ogarniać swoje życie i to też zaczęłam robić. Mianowicie, założyłam sobie zeszyt, w którym będę robić zadania z Rozwojownika, dokumentować swoje postępy w różnych dziedzinach, oraz zapisywać co ciekawsze wspomnienia w formie pamiętnika.
Zaczęłam wyzwanie:
I wiecie, że mało co do tej pory złapałam? Nie wiem, może z myślami jest tak, że biegną swobodnie, dopóki nie próbujesz ich łapać? ;-) Tak czy owak - przedłużam wyzwanie do czasu, aż połapię ich trochę. Kiedyś musi mi się udać :-D
Zaczęłam też pracować nad swoimi nawykami - to znaczy, wyrabiać sobie te dobre. W pierwszej kolejności zabrałam się za nawyk regularnych treningów. Udało mi się zrobić dwa i... skręciłam sobie kostkę w czwartek. Nie załamałam się jednak, tylko stwierdziłam, że w sumie te 2-3 treningi tygodniowo i tak mi starczają. Dziś już znowu ćwiczyłam, bo z kostką już OK :-)
To był tydzień, który zaczął się od lenistwa i przyjemnych śniadań :-)
Było też dużo zdjęć, bo postanowiłam ładnie się ubierać i dokumentować swoje "autfity" :-D I w sumie, to całkiem fajna sprawa, zwłaszcza, że mogłam zobaczyć z innej perspektywy, jak wyglądają te moje stroje. I miewam czasem całkiem fajne pomysły, jeśli chodzi o łączenie kolorów. Jeśli jestem tylko nastawiona na to, żeby ładnie wyglądać, udaje mi się to bez problemu. I czuję się o wiele lepiej :-)
Było też dużo ogarniania zdjęć. Obrabiam ciągle te z Ustki. Mamy ich około 400, a ja ogarnęłam może z 1/4 do tej pory... Dlatego nie niecierpliwcie się - wpis o Ustce będzie. Jak obrobię zdjęcia :-)
Zaczęłam testować serum Eveline do ust. Nie, żebym była niezadowolona ze swoich, bo jak najbardziej jestem zadowolona :-) Po prostu chciałam sprawdzić, czy to serum coś daje i czy będę miała jeszcze fajniejsze. Póki co - jakiejś specjalnej różnicy nie widzę, ale myślę, że swoje wrażenia podsumuję w formie osobnego wpisu, albo chociaż na Facebooku ;-)
Wreszcie udało mi się trafić do fryzjera! Wierzcie mi, usiłowałam pójść na farbowanie i cięcie jeszcze przed wyjazdem, ale nagle zmienił mi się jego termin na wcześniejszy i już nie zdążyłam. Chciałam iść po powrocie z Niemiec, przed urlopem, ale wylądowałam na wsi i też już nie dałam rady. Wiele nie zmieniłam. Ot, wciąż mam swoje przypadkowe ombre. Przypadkowe, bo powstało z czasem, gdy zafarbowałam swoje włosy (a miałam wtedy gigantyczny odrost i rozjaśniane, rude końce) na brąz. Ładnie wyglądał, ale było widać różnicę między ciemniejszą górą, a jaśniejszym dołem. Z czasem brąz się wypłukał i został karmel, który bardzo mi się podoba ;-) Jedyna zmiana, to grzywka, która też już od dawna mi się marzyła.
I chyba staję się włosomaniaczką. Do tej pory tylko myłam głowę, używałam odżywek, czesałam włosy Tangle Teezerem i olejowałam. W tym tygodniu do kolekcji zabiegów dołączyło używanie wcierki. Już po pierwszym zastosowaniu byłam zaskoczona, jak fajnie miałam włosy odbite od nasady. I jak do tej pory swędziała mnie skóra (przypuszczam, że po suchym szamponie), tak wcierka ją ukoiła.
W czwartek powróciłam do pracy. Opornie mi to jednak szło. Ostatecznie zrobiłam jakiś kawałeczek jednego zlecenia i wróciłam do tego dopiero w piątek. I wtedy poszło mi już nieco lepiej. W sumie, szukam sobie teraz jakiegoś przyjemnego miejsca i próbuję wyrobić jakieś rytuały pracy, które mi ją ułatwią. Odkryłam jednak, że najlepiej i najprzyjemniej pisze mi się w łóżku :-D Nie chcę jednak, żeby łóżko kojarzyło mi się z pracą, więc chyba będę się zajmować zleceniami w salonie na kanapie.
W sobotę wybraliśmy się na basen. W końcu kiedyś trzeba było się poopalać i pomoczyć. Co prawda, jak to w weekend, były tłumy, ale dało się gdzieś wcisnąć :-) Spędziliśmy mega miłe popołudnie i zrobiliśmy całkiem sporo podwodnych zdjęć. Zakup tego aparatu był naprawdę dobrym pomysłem!
Byliśmy też w kinie na Star Trek: W nieznane. Nie ogarniam filmów z tej serii, ale oglądało mi się bardzo przyjemnie. Zaskakująco dobry film, jak na wakacje i sezon ogórkowy. Jeśli zastanawiacie się, czy warto - zdecydowanie tak. Dobra zabawa, fajny humor i duuuuuużo akcji. Jak dla mnie - idealny na wyluzowanie.
W niedzielę zaś byliśmy na miłym obiadku na mieście. Strasznie to lubię, że często w niedzielę nie gotuję obiadu, tylko idziemy sobie zjeść coś dobrego. Co prawda, tym razem wyszło to przez przypadek, bo po prostu przy składaniu zamówienia na pyszne.pl dostaliśmy taką wiadomość:
Nie znaleźliśmy żadnego ciekawszego lokalu, z którego mieliśmy ochotę coś zamówić, więc poszliśmy do swojego sprawdzonego. Żeby było śmieszniej - w lokalu zepsuł się terminal płatniczy. A my nie mieliśmy gotówki :-D Z bankomatem też były przeboje, ale ostatecznie udało nam się zapłacić za jedzenie i zjeść. Tyle, że ten obiad był raczej dość średni ;-)
Potem pojechaliśmy jeszcze nad zalew, ale ostatecznie nie odważyliśmy się pływać, bo woda w jednym miejscu była wyraźnie brudna i nieziemsko śmierdziała. Okszańska bryza :-D
Na blogu w tym tygodniu pojawiły się trzy wpisy:
A teraz znowu sobie leżę (pisanie bloga uznaję za relaks, więc pozwalam sobie go pisać w łóżku), telewizor mi gra, a za chwilkę chyba przełączę się na "Skrzydełko czy nóżka", które od kilku dni oglądam na raty. I idę użyć wcierki! :-)
A u Was co tam nowego słychać? :-)