21 lipca

Twoje marzenie nie jest zbyt wielkie!


Odkąd pojawiło się w mojej głowie marzenie, żeby pracować na swoim, zaczęła się w mojej głowie totalna przemiana. Dopiero niedawno jednak zdałam sobie sprawę z tego, że freelance w moim otoczeniu to pójście totalnie pod prąd. Wiele osób nie będzie tego rozumieć i będą na mnie patrzeć, jak na bezrobotną, niezaradną i potrzebującą ich rady. "Czemu nie poszukasz jakiejś pracy?" "Chcesz żyć ze zleceń? To nie takie łatwe". Pewnie nieraz jeszcze usłyszę, że to bez sensu tak się wyrywać, bo trzeba by było znaleźć uczciwą pracę za 1500 od 9 do 17... I pół biedy z młodymi, bo jak zobaczą, że faktycznie siedzę przed tym kompem i pracuję, a potem, że mam za co żyć, to uwierzą. Starsze pokolenie już nie - będą uważać, że ja tylko gram na komputerze i nic ważnego nie robię...

Kiedyś odpuszczałam dla świętego spokoju. Wolałam zrezygnować z marzeń, niż musieć się tłumaczyć, co robię, dlaczego tak chcę i czemu to dla mnie jest lepsze... Teraz zdałam sobie sprawę, że takie gadanie trzeba olewać. Wpuszczać jednym uchem i drugim wypuszczać. A najlepiej w ogóle nie wpuszczać, tylko udawać, że się słucha. Nikt inny nie wie lepiej ode mnie, co dla mnie w życiu jest najlepsze. Czy to, że chcę pracować według własnych zasad jest złe? Czy to, że chcę zarabiać więcej, niż jest mi w stanie zaoferować jakaś firma, jest złe? Czy to, że lubię różnorodność w pracy (różne zadania, różny styl pracy, różne miejsca) jest złe? Żaden pracodawca nie jest w stanie dać mi tak dużej swobody. Poza tym, sama dla siebie jestem najbardziej wymagającym szefem. Moja motywacja do pracy jest największa, kiedy wiem, że zarabiam na siebie (no, dobra, jeszcze na państwo, ale to można przeboleć), a nie w pierwszej kolejności na wczasy prezesa, a dalej na utrzymanie firmy? Dobra, wiem, że to duży skrót myślowy, ale...
„Jeśli nie zbudujesz swojego marzenia, ktoś inny Cię zatrudni, abyś pomógł mu zbudować jego.” – Tony Gaskins
Ja chcę budować swoje marzenie, na swoich zasadach. Bo to moje życie i jeśli ja go nie przeżyję, tak jak chcę, nikt inny tego za mnie nie zrobi. I nie będę miała drugiej szansy na replay, jeśli czegoś nie zrobię. Czuję, że to, że nigdy, w żadnej firmie nie umiałam poczuć się dobrze, oznacza, że po prostu jestem tą osobą, która sama powinna firmę założyć. Nie potrafiłam się nigdy dopasować do cudzych zasad, bo muszę działać według swoich. Mam "to coś", co sprawia, że nadaję się na przedsiębiorcę. Jako szeregowy pracownik, zależny od innych, a nie od siebie samej, nigdy nie będę usatysfakcjonowana. Jeśli założę coś sama, to się uda - bo takie jest moje przeznaczenie. Bo skoro robię coś w zgodzie ze sobą, to musi się udać.

I nie widzę się w roli kogoś, kto będzie pracował po 16 godzin dziennie. Wiecie, zwłaszcza wśród starszych osób jest jakiś kult pracy, że wciąż trzeba zapierdalać. Dosłownie. A jak jesteś kobietą, to już w ogóle. Wstajesz rano, ogarniasz śniadanie i wszystkich, na końcu siebie (albo i nie, bo już czasu nie było), lecisz do pracy, potem w biegu zakupy, obiad, jakieś porządki i tak do wieczora... I czujesz wyrzuty sumienia, jeśli przysiądziesz z książką na dłużej niż godzinę lub częściej, niż raz w tygodniu. Nie można być bezczynnym. Trzeba zasuwać. Bez pracy nie ma kołaczy. A mnie słabo na samą myśl. Bo ja desperacko potrzebuję czasu dla siebie. Czasu, by coś poczytać w internecie, coś obejrzeć, zrobić sobie maseczkę lub pomalować paznokcie... I wcale nie uważam, żeby to było coś złego. W życiu musi być równowaga. Jest czas na pracę i jest czas na kołacze. Nawet samochód nie może jeździć bez przerwy. Musi czasem przejść badania techniczne, naprawy, trzeba uzupełnić poziom oleju i paliwo. Odpoczynek to nie grzech.




Złe jest to, że pracujesz cały czas, a nic z tego nie masz. Work smarter, not harder. Pracuj mądrzej, a nie ciężej. Na to hasło zwykle słyszę "Przecież trzeba pracować, żeby coś mieć". Mówią to ludzie, którzy owszem, coś mają... Ale niewiele, w stosunku do tego, ile pracują. Nie to, co ja bym chciała.

Był taki cytat:
Jeśli chcesz rozśmie­szyć Bo­ga, opo­wiedz mu o twoich pla­nach na przyszłość. 
– Woody Allen
Ja bym to ujęła nieco inaczej. Chcesz rozśmieszyć swoje otoczenie? Opowiedz im o swoich marzeniach. I dodaj, że je spełnisz. Ludzie wolą narzekać i zniechęcać, zamiast klepnąć Cię w plecy i powiedzieć, że "fajnie, trzymam kciuki, dasz radę". Lepiej marudzić, że tu nie ma możliwości, przyszłości i perspektyw. Też tak robiłam. Pochodzę z takiego właśnie niewielkiego miasteczka. Z tych samych okolic pochodzi również Kuba. I co? Nie dał rady? 

Jeśli masz marzenie, zamień je w cel. Zrealizuj je. Jeśli masz pasję, lubisz coś robić i fantastycznie Ci to wychodzi, może to jest to, na czym mógłbyś zarabiać? Spróbuj. Jeśli ktoś to wyśmiewa, albo umniejsza - olej. Jeśli ktoś Ci doradza, albo Cię zniechęca, albo wmawia, że trzeba robić-robić-robić!, żeby coś w życiu osiągnąć - spójrz, co sam osiągnął. I nie słuchaj, absolutnie nie słuchaj tych, którzy są o lata świetlne od tego, o czym mówią. Od miejsca, w którym Ty chcesz się znaleźć. Oni tylko szukają wymówki dla siebie samych, dla swojego braku odwagi. Nie słuchaj ich. Trzymaj za nich kciuki. Niech też sobie uświadomią, że to oni tworzą swoje życie, a ich marzenia wcale nie są zbyt wielkie, by je zrealizować.

Ja tak robię. I dokonam tego. Nie wiem, czy w rok, dwa lata, pięć czy dziesięć. Ale dokonam. Wiem, że to jest moja droga. Przejdę ją i dojdę tam, gdzie chcę. I Ty też możesz zrobić wszystko, co zechcesz. Twoje marzenie nie jest zbyt wielkie!

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket

Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger