20 października

Mój dzień #2

O 6 rano budzi mnie dźwięk budzika. Leżę jeszcze przez chwilę, choć wiem, że nie powinnam, po czym wlekę się do łazienki.

śniadanie do łóżka

Potem przygotowuję sobie litr wody jonizowanej do picia i powoli wypijam przed śniadaniem, w trakcie robienia makijażu.




Jakimś sposobem cała procedura ogarniania się i przywracania do ładu po nocy zajmuje mi 40, a czasem nawet 50 minut. O 6:50 staję przed dylematem - zrobić jajecznicę na śniadanie, szybkie kanapki czy kupić coś w sklepie?

Jeśli wychodzę z łazienki o 7, dylemat nie istnieje. Pakuję torbę i wychodzę. Nie ma czasu na jedzenie. Bywa, że to wcale się nie sprawdza - Żabka po drodze zamknięta, a automat w pracy niemal pusty i nie ma w nim tych dobrych kanapek. Jestem skazana na płatki owsiane, które trzymam w szafce na takie okazje. Chyba nigdy ich nie polubię, choć wiem, że zdrowe...

Jak dobrze pójdzie, to ogarniam śniadanie w 5 minut, jem, przeglądając Instagram lub Bloglovin, czasami jeszcze pozmywam i dopiero wychodzę. Robię łomot na korytarzu przy sprowadzaniu roweru po schodach.

W pracy jestem między 7:10, a 7:20. Wciąż próbuję ogarnąć się na tyle, by docierać przynajmniej o równej 7, ale to nie takie proste. Idzie mi z tym jednak coraz lepiej, odkąd wyluzowałam.

W ciągu dnia staram się robić regularne przerwy, by odpocząć i zjeść coś zdrowego - owoce, serek wiejski, owsiankę lub jakąś sałatkę. Czasem przynoszę zupę do odgrzania. Wypijam też ok. 1,5 - 2 litrów wody. Od kilku tygodni nie piję kawy. Czasami tylko w piątek, koło południa, żeby wieczorem być w stanie długo imprezować. Takie ograniczenie kofeiny sprawia, że ta kawa wreszcie na mnie działa.

Nagle jest 15 i za chwilę wychodzę. Gdy gorzej pójdzie, siedzę chwilę dłużej, ale staram się tego unikać. Mój czas po pracy jest bardzo szczegółowo zaplanowany. Mam maksymalnie 40 minut, by zrobić zakupy (czego unikam, jak mogę), wrócić do domu, zrobić trening i ugotować obiad. Czasem muszę jeszcze wcisnąć w cały plan wyrzucanie śmieci i sprzątanie mieszkania. Czasem przynajmniej mogę odpuścić trening, w końcu staram się ćwiczyć tylko 3 razy w tygodniu. To i tak dużo.

Kiedy wchodzę do mieszkania, od razu lecę przebrać się w dres i wyciągam stepper. Nie daję sobie ani chwili na wymówki, że mi się nie chce i nie mam siły. Dopóki tak nie pomyślę, to mam. Ani się obejrzę, a już jestem w połowie treningu. Wciąż ćwiczę tabatę, w większości na stepperze, ale często 1-2 cykle zamieniam na bardziej ogólnorozwojowe ćwiczenia. Tylko czasem pozwalam sobie odpuścić, ale to kiepski pomysł, bo po treningu czuję się znacznie lepiej niż przed. Odkąd regularnie trenuję, mam więcej energii do życia, jestem spokojniejsza, lepiej śpię, lepiej mi się myśli i łatwiej wstaje rano.

Potem zazwyczaj przychodzi czas na relaks. Obejrzenie razem jakiegoś filmu, odcinka serialu lub Goggleboxa. Czasem padam o 18 i przysypiam. Czasem robię paznokcie. Czasem coś czytam. Czasem po prostu ogarniam bloga. Raz na jakiś czas zdarza się, że po treningu muszę się szybko wykąpać, umalować i wyjść. Tego jednak unikam - staram się w treningowe dni zostać już w domu.

Nadchodzi wieczór. Idę pod prysznic, a potem siadam z Bullet Journal lub czytam książkę w łóżku. Czasem przeglądam znowu nowe posty na Bloglovin. Bywa, że już ok. 22 zasypiam z telefonem lub czytnikiem w ręku. I ze świadomością, że pewnie obudzę się wtedy o 5:30...

Idealnie jest, gdy odkładam czytnik o 22:30, gaszę światło i zasypiam. Wtedy wiem, że obudzę się dokładnie o tej porze, o której powinnam. Czasami książka wciąga mnie na tyle, że opóźniam czas pójścia spać o 15 minut, i potem wstaję niewyspana. W takiej sytuacji powinnam poczytać jeszcze do północy, ale zazwyczaj tak bardzo chce mi się spać, że nie jestem w stanie dłużej czekać. Niedobrze, powinnam pilnować odmierzania 1.5-godzinnych cyklów. Już wiem, że wstanę niewyspana...

Zasypiam spokojnie i liczę na to, że mimo wszystko, jednak się wyśpię.


Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger