01 lipca

Kapitan Ameryka, dziwne jedzenie i sumo-klakson - przegląd czerwca


Tak szczerze, to piszę na kolanie, bo leżę właśnie na łóżku, czytam bloga Ani i usiłuję w kolejnej karcie odpalić mecz Polska - Ukraina. Oczywiście, że jak się jest w Niemczech, to oglądanie wideo z polskich stron nie może być proste! Zwłaszcza serwisy VOD i strony typu TVP Sport nie chcą współpracować ze względu na "ograniczenia licencyjne". Ja posiłkuję się poleconym właśnie przez Anię pluginem Hola, ale niestety wtyczka się ostatnio popsuła i raz działa, raz nie. W tej chwili chyba już z piąty raz usiłuję odpalić mecz, bo albo w ogóle nie mogę ("ograniczenia licencyjne"), albo mam tylko dźwięk. A chciałabym móc zerknąć co się dzieje, jak w końcu strzelimy jakiegoś gola :-)

Czerwiec... Cóż się działo w moim czerwcu? Niech no zerknę w galerię w telefonie..

Najpierw było dużo oglądania filmów wieczorami, bo jak obejrzałam "Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów" w kinie, koniecznie chciałam zobaczyć poprzednie części o Kapitanie. Wciąż było mi mało, więc zabrałam się potem również za pozostałe filmy z uniwersum Marvela. I chyba stworzę o nich osobny post, bo pewnie nieczęsto się zdarza, że kobietę zachwycają filmy o superbohaterach. U mnie też zaczęło się od tego, że mój wspaniały wciąż uparcie od samego początku zabiera mnie na kolejne premiery. Aż w końcu pykło i tak oto stałam się fanką Avengersów :-) Oraz Lokiego :-D





Swoją drogą, nigdy nie wiem, czy tę nazwę się odmienia, czy nie. Kapitana Ameryki? Kapitana Ameryka? Kapitana Europy?

Czerwiec był również miesiącem zakupów. Nawet coś tam potem pokazałam na Instagramie, choć spokojnie, nie widzę się w roli blogerki modowej :-) Lubię się poprzebierać, pokombinować z dodatkami, ale nic poza tym. Ja tylko chcę ładnie wyglądać :-) Teraz jedynie zamierzam zacząć robić częściej zdjęcia, bo po prostu na fotkach o wiele lepiej widać, czy dobrze skomponowałam ciuchy z dodatkami, czy też nie. I na własnych błędach zamierzam się uczyć. A co do zakupów, potrzebowałam trochę ubrań na wyjazd nad morze, i jakoś tak wyszło, że praktycznie za każdym razem, kiedy miałam wolne popołudnie, lądowałam w NKD albo Kiku. I dorobiłam się szyfonowej maksi, kilku topów, dwóch kostiumów kąpielowych, kapelusza, zarąbistych szortów i cudownej letniej sukienki... Wydałam tyle kasy, że aż musiałam drugiej pracy poszukać! Nie no, żartuję, choć fakt, że pracowałam na dwa fronty. Ale o tym za chwilę.

A swoją drogą patrzcie, jakie cuda w tym NKD :-D Dirndle (te charakterystyczne niemieckie damskie stroje ludowe, które kojarzymy z Oktoberfest) i skórzane gatki też mieli :-D Nic, tylko zacząć radośnie jodłować ;-)

Na szczęście normalne ciuchy też tam mają, nie tylko german-ugly-style ;-) Ta sukienka jest właśnie stamtąd, reszta ciuchów ze zdjęć to Kik.




Poza tym... Zaczęłam znowu ćwiczyć. Nic specjalnego w sumie, bo jestem za leniwa, by bawić się w półtoragodzinne treningi. Mnie nawet półgodzinne nudzą ;-) Ale od początku czerwca ćwiczę sobie przysiady znowu oraz planki. Ufff, te drugie dają w kość. A te pierwsze dają efekt :-D

I jadłam dziwne rzeczy.


Płucka na kwaśno. Wiem, że to wygląda jak karma dla psów. I smakuje w sumie też podobnie...

A na mieście widziałam COŚ TAKIEGO. Chyba klakson rowerowy.


Nie chcę wiedzieć, jaki dźwięk z siebie wydaje... Myślę, że piesi uciekają ze ścieżek rowerowych na sam jego widok.

O, właśnie wreszcie udało mi się odpalić ten mecz. Choć chyba się już skończył... Widzę, że jednego gola strzeliliśmy. Brawo, panowie!

Poza tym właśnie w czerwcu nastąpiła w moim zawodowym życiu długo oczekiwana przeze mnie zmiana - zostałam freelancerką. Co prawda, w tej chwili działam na dwa fronty, jeśli chodzi o pracę i szybko przekonałam się, że to wcale nie jest takie proste, ale... cieszę się :-) Myślę, że moje początki opiszę wkrótce, bo oczywiście znowu dość szybko się przekonałam, że bywa wesoło, a klienci są dziwni :-D Tak czy owak, zbierałam się chyba z rok do tego. Zaglądałam na Oferię, czytałam ogłoszenia i nie potrafiłam się przemóc, żeby założyć tam konto. Dopiero teraz spontanicznie to zrobiłam, gdy znalazłam ogłoszenie, na które chciałam odpowiedzieć. I ruszyło z kopyta. Ale cieszy mnie to, bo czas szybciej mi mija, i czuję, że bardziej produktywnie. Jasne, że w pewnym momencie jestem już zmęczona dwoma pracami, ale wolę się zmęczyć i zarobić, niż nudzić się za darmo. Amen ;-) Oczywiście, po powrocie dalej wykonuję zlecenia, pomijając oczywiście czas mojego urlopu nad morzem. Przez te kilka dni lenię się na maksa i ładuję baterie. A potem sobie będę pracowała tak, jak marzyłam, przez około 5-6 godzin dziennie i cieszyła się swoimi wakacjami w Polsce.

Teraz oczywiście już tylko czekam z niecierpliwością na powrót. W momencie, w którym zaczynam pisać tygodnik, mam praktycznie równe dwa tygodnie. Uff, jak będę tak ciężko zarobiona, jak jestem (oby), to minie szybciutko :-)

Na blogu w czerwcu zaś ukazały się następujące teksty:

Co kobieta plus-size może myśleć o idei plus-size?


Gorące letnie rytmy, czyli kolejne Muzyczne Inspiracje


Konkrety na temat Giełdy Tekstów - czy można w ogóle na niej zarobić?


Bądź jak Kuba


Moje pierwsze wyzwanie


Podsumowanie pierwszego roku blogowania


A co u Was działo się w czerwcu?

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger