A jakby tak pizgnąć to wszystko i wyjechać w Bieszczady? Kurczę, jeszcze nigdy nie byłam w Bieszczadach. I mam poczucie, że gdybym wyjechała tam na zawsze, zanudziłabym się na śmierć. Ewentualnie miałabym rozrywki w postaci uciekania przed niedźwiedziami... Taka polska wersja "Zjawy", bez Leo czekającego na Oscara, morderczych Indian i mało koleżeńskich kolegów... Nie, to nie mój klimat. Ale za każdym razem, kiedy zabieram się za jakieś nowe przedsięwzięcie, mam wobec niego oczekiwania. Czasem pewnie trochę nierealne. Pewnie jestem zbyt mało cierpliwa...
Zakładałam bloga, bo chciałam pisać, co mi w duszy gra. I porywać tym tłumy. Jak głosi jego hasło - co w sercu, to na klawiaturze. Pisałam o obejrzanych filmach, swoich ulubionych serialach, muzyce, której słucham, o moich wyjazdach, dzieliłam się swoimi zdjęciami... Potem miałam czas, kiedy bałam się cokolwiek napisać. Bo chciałam to, co wtedy czułam, ale... z założenia to miał być pozytywny blog, dokumentowanie tylko dobrych chwil. I co tu napisać pozytywnego, skoro akurat w duszy grają smętne hity? To nie pisałam. A teraz wracam i znowu mam ochotę wrzucić tu coś tak 100% od serca. Co czuję, co myślę... A pomysłów mi nie brakuje. Wręcz przeciwnie - mam ich tyle, że nie wiem, od czego zacząć, próbuję, mieszam, gubię się w tym chaosie i odpuszczam. Bo nie chcę wrzucać byle czego. Nie chcę dzielić się postami, które są jak polskie ustawy - na kolanie napisane. Tyle, że pisanie o uczuciach, które same w sobie potrafią być chaosem, raczej nigdy nie będzie uporządkowane i wygładzone. Ale będę próbować.
Kiedy tworzyłam to miejsce, miałam wizję, że "chcę, by było jak..." i tutaj przychodziło mi na myśl kilka blogów, które lubię czytać. Chciałam widzieć, jak liczba czytelników rośnie, jak inni wspominają o nim. Chciałam pisać i cieszyć się tym, że to się podoba. I zasadniczo mogę powiedzieć, że tak się dzieje. Czuję jednak niedosyt, ponieważ dzieje się to o wiele wolniej, niż bym chciała. Po tych wszystkich zapowiedziach, jak to bardzo ważne jest posiadanie blogowego fanpage'a i ogólnie prowadzenie szeroko pojętej kampanii w social media, spodziewałam się lepszych efektów. Jest Instagram, jest Facebook, i owszem, efekty też są. Ale albo zbyt małe i wolno następujące, albo ja jestem zbyt niecierpliwa i ambitna. Pewnie raczej to drugie... A ja mam niestety tę paskudną cechę, że jak nie widzę efektów, to tracę zapał i olewam sprawę.
A ja plan mam teraz taki, że w trakcie mojego obecnego wyjazdu, oprócz nauczenia się htmla, chcę też poduczyć się też nieco w kwestii prowadzenia fanpage'a. Już obserwuję różne takie, które mi polecano, jako przykłady wartościowych, dobrze prowadzonych stron. Trochę inspiracji i samokrytyki, i myślę, że będzie dobrze. I trochę opanowania swojej niecierpliwości,a nie będę musiała wszystkiego rzucać i wyjeżdżać w Bieszczady :-) Ale myślę, że tak czy owak bym tego nie zrobiła - bo dawno żadna pasja nie dawała mi tak wielkiej satysfakcji, jak to tworzenie nadruków :-)