02 listopada

Przegląd tygodnia 26 października - 1 listopada

W czasie urlopu nie pisałam przeglądów tygodnia, bo starałam się jak najwięcej czasu spędzić z moim wspaniałym :) Sporo się działo w trakcie mojego pobytu w Polsce, ale największym wydarzeniem był wypad do Wrocławia, o którym na pewno napiszę osobny post - co, jak, gdzie i czy warto. Choć mało brakowało, a nie miałabym materiałów - prawie straciłam wszystkie zdjęcia z tego wyjazdu. Miałam je na telefonie. I zaczęło mi się psuć gniazdo ładowania. W końcu w ogóle przestało działać, telefon się rozładował całkowicie, a zdjęcia... Część była na karcie SD. Niestety, Wrocław zapisał się w pamięci urządzenia...

Na szczęście odratowałam pliki. Zgrałam na komputer i dysk zewnętrzny zawartość karty pamięci, zamówiłam dodatkową baterię, i jak tylko ją dostałam, uruchomiłam telefon, a potem przerzuciłam zawartość pamięci wewnętrznej na kartę SD, i później też na laptopa i na dysk zewnętrzny. I teraz już wszystkie pliki z telefonu są bezpieczne :) Telefon też z powrotem działa - dokupiłam do niego zewnętrzną ładowarkę (mniej więcej coś takiego - tyle tylko, że ja kupiłam ją stacjonarnie), którą ładuje się samą baterię. W momencie, kiedy i tak mam dwie baterie, nie stanowi to problemu - jednej używam, druga się ładuje. Co prawda, to ładowanie trwa wieki, ale nie korzystam teraz zbyt wiele z telefonu, więc nie stanowi to większego problemu :)

Początek tego tygodnia to były ostatnie dni w Polsce. A raczej gorączkowe oczekiwanie, czy w ogóle nowe zlecenie mi wypali (pewne formalne problemy z domknięciem umowy). Choć o wiele bardziej gorączkowo starałam się spowolnić upływ czasu... Nie lubię nigdy tego momentu, kiedy już muszę się przygotowywać do wyjazdu, pakować, rezerwować bilet. Te ostatnie dni mijają niesamowicie szybko. A ja tak bardzo chciałabym zostać w Polsce...

W piątek już wyjeżdżałam do Berlina. Tym razem postanowiłam wykupić bilet w Eurolines-Mądeltrans. Wychodzi na to, że w tej chwili przetestowałam już wszystkie większe firmy transportowe oprócz Polskiego Busa. Planuję powoli jakiś wpis porównujący ich usługi :) Trochę się zastanawiam, czy to, że wybrałam akurat tę firmę (która dwa dni przed wyjazdem miała już bardzo tanie bilety) nie sprawiło, że miałam w trakcie podróży mocno szemrane towarzystwo. Za mną siedziało dwóch gości, jeden wyglądał jak menel i najprawdopodobniej był pijany. Drugi to taki łysy "przyjemniaczek"... Żul ciągle wkurzał kolegę i łysy się na niego strasznie wydzierał. Kolejnymi dziwnymi ludźmi była parka przed czterdziestką. Ona wyglądała, jakby lubiła sobie popić. Zresztą, on też... On - łysy, ponury i groźny. Ona chodziła wielce zadowolona, on ciągle na nią darł ryja. I wtedy chodziła nieco mniej zadowolona. I jestem pewna, że on ją również regularnie tłucze. Patologią od nich było czuć na kilometr...

Przede mną zaś siedział jakiś dziwny dziadek (obok którego teoretycznie miałam miejsce), który się tak obstawił na obu siedzeniach tobołami, jakby z targu wracał. Nawet nie próbowałam siadać koło niego, tylko poszłam dalej. Stwierdziłam, że przesiądę się do niego, jeśli się okaże, że zajęłam komuś miejsce. Na szczęście, całą podróż udało mi się spędzić, mając do swojej dyspozycji dwa siedzenia.




Berlin... Myślę, że stworzę o nim osobny wpis. Generalnie zrobił na mnie wrażenie kamiennego miasta. Albo raczej betonowego... Jechaliśmy przez kilka tuneli. Miasto jest też wielopoziomowe - dużo estakad, mostów. Już od razu po powrocie miałam okazję jechać autem, co było całkiem ciekawym doświadczeniem, gdyby nie beznadziejny przewodnik (zmiennik z pracy), który o wszystkich skrętach ostrzegał mnie w ostatniej chwili. No cóż... Generalnie dawno nie spotkałam osoby, która wkurzałaby mnie bardziej, niż ten człowiek. Straszna pierdoła i niekonkretny człowiek. Zmieniał zdanie częściej niż baba. Dobrze, że następnego dnia wyjechał.

Z mojego nowego miejsca pracy jestem połowicznie zadowolona. Są pewne plusy tego miejsca, których nie było w poprzednim, ale są też minusy, które na początku sprawiły, że miałam ochotę od razu wracać do Polski. Irytująca postać zmiennika jest zdecydowanie jednym z tych powodów, ale też i warunki mieszkaniowe, jakie mi zaoferowano. Może się jeszcze dokładniej wyżalę na ten temat, ale to już nie dziś.

W niedzielę zrobiłam sobie przejażdżkę po Berlinie i zobaczyłam kilka najbardziej znanych miejsc, jak Brama Brandenburska czy Reichstag. Niestety, zdjęcia są kiepskiej jakości, bo było już ciemno, a robiłam je z auta, w trakcie stania na światłach, więc też nie zawsze udawało mi się złapać ostrość. I tak wybrałam te najlepsze jakościowo, ale chyba czas na dorobienie się bardziej profesjonalnego aparatu.

Oto Brama Brandenburska:


 I jeszcze kilka zdjęć z centrum:







Generalnie pierwsze wrażenie, jakie zrobił na mnie Berlin, było kiepskie. Za to wczoraj mi się bardzo spodobał. Dobrze się też po nim jeździ. Niemcy są kulturalnymi kierowcami i zawsze ktoś wpuści, nawet w ostatniej chwili, na sąsiedni pas. Elementem utrudniającym jazdę są... imigranci. Mimo, że drogi tutaj są raczej dość dobrze oddzielone od chodników, a przejścia dla pieszych praktycznie zawsze z sygnalizacją, nie raz i nie dwa musiałam gwałtownie hamować, gdy pod koła na wielopasmówce (!!) pakowała mi się mocno opalona rodzina, albo grupka nie mniej opalonych kolesi. Urodzeni samobójcy... To będzie wredne, co teraz napiszę, ale nigdy nie obiecałam, że nie będę tutaj sobą - czyli wredna. Niemcy nie muszą się obawiać napływu imigrantów. Wystarczy, że przestaną zwalniać na ich widok...

I może nie będę już wredna w kolejnym wpisie, zatem obserwujcie, żeby nie przegapić tej historycznej chwili :) Trzymajcie się ciepło!

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger