13 marca

Nie uwierzycie, co się działo. Przegląd tygodnia 6-12 marca

Wreszcie będzie normalny przegląd tygodnia (a nie dwóch, czy trzech), choć znowu nie do końca mam ochotę go pisać. Wszystko przez to, że tydzień zaczął się bardzo niefajnie, a ja lubię pisać tylko o fajnych przeżyciach.


No bo... jechaliście kiedyś autem, w którym nagle złamało się koło?



Tak bardziej poprawnie to pękł wózek, czyli część łącząca koła.

Jechaliście?

A ja tak.

Standardowo, jak to w poniedziałek rano do pracy, zasuwałam momentami ponad 100 km/h. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że wspomniany wózek podzielił się na części dopiero na mieście przy jakichś 40-50 km/h. Poczułam jakiś dziwny luz w kierownicy (jakby ślisko było i tak myślałam - w sumie padał deszcz, choć jazda po mokrym, a po śliskim to całkowicie inne wrażenia), a gdy kierownica zaczęła już naprawdę żyć swoim życiem, zatrzymałam samochód, żeby sprawdzić, co jest grane. I już nie ruszyłam, bo koło się zablokowało w błotniku.

Okazało się na dodatek, że zamiast wahacza miałam piankę montażową. To nie jest najtrwalszy i najlepszy sposób do zastosowania w rowerze, a co dopiero w samochodzie, który waży dobre 1,5 tony i rozwija dość spore prędkości... Niestety, mechanicy lubią sobie pójść na skróty. Nikt później tego nie widział (a przecież auto przechodziło przeglądy). I tylko się trochę dziwiłam, czemu kierownica sama lekko skręca w prawo. Zwalałam na nierówne ciśnienie w oponach, a tymczasem po takiej "naprawie" o prawidłowej zbieżności kół nie mogło być mowy.

Sama się śmieję, że ten samochód można nawet taśmą klejącą naprawić, ale ktoś jednak potraktował moje słowa nazbyt serio. Wniosek? Trzeba brać każdy paragon i fakturę, za absolutnie każdą usługę. W razie czego ma się podkładkę, że ktoś zrobił na odwal i można go za to ścigać. I ścigałabym, gdybym jakiś paragon miała, bo wiem, kto potraktował moje auto jak parapet.

Szczęście w nieszczęściu. Przetrawiałam tę informację przez dobre kilka dni, odrzucałam myśli, co by się mogło stać... bo się przecież nie stało. To po co drążyć? Ale umysł wciąż uparcie podsuwał mi mało radosne wizje. Potrzeba było kilku dni, by zblakły i straciły znaczenie. Uznałam, że trzeba się cieszyć, bo mam doskonały dowód na swoje szczęście w życiu. Wierzę, że je mam, a teraz to znowu zobaczyłam.

I nie mam pojęcia, jak udało mi się pracować w poniedziałek. Tak czy owak, dzień zaczął się od pewnej podwórkowej partykuły wzmacniającej przekaz. Powtarzanej wielokrotnie.

Oczywiście, taka "atrakcja" sprawiła, że dość mocno spóźniłam się do pracy. Miałam do odrobienia dobre 2 godziny. Wtorek wyglądał zatem tak: 10 godzin pracy i 10 godzin snu. Położyłam się o 18, o 20 już spałam. Na nic więcej nie miałam siły.

Reszta tygodnia to praca i odpoczywanie po pracy. Plus Dzień Kobiet, na który dostałam storczyka (bo bardziej trwały niż bukiety). Mój pierwszy kwiateł doniczkowy od dobrych paru lat :-D

Nigdy nie lubiłam kwiatów doniczkowych, bo mi się kojarzyły z wiecznym sprzątaniem opadających liści oraz zajmowaniem miejsca. Jedyny, jaki mogłam mieć to właśnie storczyk - bo ładny, stylowy, mało wymagający. No i mam :-)

storczyk falenopsis

W piątek było bardzo fajnie - kino. Poszliśmy na Logana. I napisałam recenzję filmu :-)

W sobotę byliśmy na bardzo fajnej imprezie. Graliśmy w Czółko Tangled Up. To taki Twister z Tigera z niemiłosiernie śliską matą. Nie trzeba być człowiekiem-gumą, żeby na niej zrobić szpagat... Były też Wyzwania. Skończyło się to tym, że zostałam mumią, robiłam koledze makijaż (tak wylosował, biedny), a potem dzwoniłam do znajomego z pytaniem i radą (Masz ciepłą wodę w domu? To się umyj). Do tego Forza (wyścigi samochodowe) i Soulcalibur, w którym zawzięcie walczyłam Yodą. Machał mieczem i skakał jak małpka, ale nie był w stanie pokonać Kilika... który miał znacznie dłuższy miecz :-P

I na miły koniec tygodnia niedziela, dzień lenia. Wyszliśmy na spacer i szybkie zakupy a potem obejrzeliśmy Gigantów ze stali. Wow, co za film. Jeśli mam być gamerem, to tylko takim ;-) Chętnie bym jeszcze odświeżyła Deadpoola, bo miałam ochotę na coś zabawnego, ale to już może za kilka dni :-)

PS. Chwilowo nie czytam. Znaczy czytam, ale... tak bez szaleństwa. W tej chwili biografię Steve'a Jobsa, która jest genialna, ale mam świadomość, że jak się za nią zabieram, to już potem nie można mnie oderwać. A jest jeszcze tyle innych rzeczy do roboty :-)

Na blogu pojawiły się aż cztery wpisy:

Dość kompromisów


Wiosna przyszła


A czy Ty czytasz swojego bloga?


Superbohater na emeryturze


A co tam u Was? :-)

I ogłaszam: ten tydzień będzie megadobry. Zacznie się bardzo miłym poniedziałkiem i cały będzie bardzo fajny. Jak w to wierzę, to tak musi być ;-)

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket

Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger