12 marca

Superbohater na emeryturze. Recenzja filmu Logan

Właściwie to nie wiem, od czego zacząć tę recenzję. Chyba od tego, że w drodze do kina usłyszałam: Wołałbym dziś pójść na coś lżejszego.

Lżejszego? Eee, przecież to tylko kolejny film o superbohaterach. To tylko Logan. Wolverine na emeryturze.

logan wolverine plakat

Dopiero, gdy seans się zaczął, zrozumiałam.

Wszechobecna atmosfera śmierci, świadomość przemijania i przeczucie, że tu raczej nie będzie happy endu... choć chciałoby się.



Mamy tytułowego Logana, czyli Wolverine'a, który już nie chce być Wolverinem. Zdrowie już nie to. Patrzenie na profesora X, który coraz bardziej zapomina, kim jest, boli. Coraz częściej się pije, by też zapomnieć. I nieuchronnie powraca myśl o tej kuli, która mogłaby wszystko zakończyć.

I nagle pojawia się kobieta, która błaga o pomoc. Tylko Ty możesz pomóc, Logan!

A Logan ma to wszystko głęboko gdzieś. W weekendy pracuje, wożąc pijanych idiotów swoją limuzyną. Próbuje żyć normalnie. Sam sobie ze sobą nie radzi. Jak ma pomóc komuś innemu? Niech to zrobi ktoś inny.

Wciąż jednak powraca ta sprawa. Tylko on może pomóc. Wydarzenia układają się tak, że Logan jeszcze raz musi się stać Wolverinem i zrobić porządek. Bardzo tego nie chce, bardzo mu to nie pasuje, ale w końcu bierze się do roboty.

W miarę rozwoju sytuacji pod jego opiekę trafia Laura, dziewczynka, którą również wyposażono w pazury z adamantium. Profesor X wiedział, że się pojawi. Logan jest mocno zaskoczony. Tym bardziej, że dziecko jest do niego niesamowicie podobne, także z charakteru: bardzo niepokorne. I oszczędne w słowach. Tak bardzo, że wszyscy uznają je za nieme.

Dopiero pod koniec filmu okazuje się, że Laura jednak mówi. Gdy wreszcie przemawia, strzela hiszpańskimi słowami niczym serią z karabinu. Nie da się jej przegadać. Nie da się opanować. Wciąż nie mogą się ze sobą pogodzić, choć walczą po tej samej stronie.

Ale niech Was nie zmyli ten egzystencjonalny opis fabuły. Ponure wstawki są przeplatane zwierzęco brutalnymi scenami walki. Błyskają pazury, krew się leje, głowy latają... Reżyser w 100% wykorzystał kategorię wiekową (R, czyli dla widzów powyżej 18. roku życia). Hugh Jackman ponoć zgodził się w tym celu na obniżenie wynagrodzenia (bo film z wyższą kategorią zarobi mniej).

Już byłam gotowa wyjść, bo to dla mnie za dużo, ale zostałam. I nie żałuję.

Najbardziej dziwi mnie jednak moja reakcja na brak happy endu. Jest oczekiwany, wiadomo, na co się zanosi, ale amerykańskie kino najwyraźniej przyzwyczaiło nas do szczęśliwych, wręcz idyllicznych zakończeń. Tutaj tego brakuje. I jakimś cudem nie stwierdzasz "O, fajnie, nieszablonowo", tylko... czujesz pustkę.

To trudna historia. Być może dla mnie trudniejsza - bo to moje pierwsze spotkanie z uniwersum X-Men. Powiedziałam sobie, że jeśli mi się spodoba, nadrobię przynajmniej filmy o Wolverinie. Teraz wiem, że obejrzę wszystko. Mam tylko nadzieję, że w poprzednich produkcjach nie jest już aż tak krwawo, bo Logana oglądałam jak horror, przez palce i z żołądkiem podchodzącym do gardła. Mimo wszystko - było warto. Nie jest to jednak film dla każdego. Nie dla wrażliwych - bo drastyczne obrazy przytłoczą całą resztę. I nie dla obojętnych - bo trzeba się wczuć. Wtedy zrozumiecie wszystko. Nie pogodzicie się z tym, co się stało, ale będziecie rozumieć.

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
(Zdjęcie tytułowe pochodzi z serwisu Movies Room)
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger