08 stycznia

Nie będę aniołem, bo mam alergię na pierze. Przegląd tygodnia 26 grudnia - 8 stycznia

Tygodnik z racji nieogarnięcia po Sylwestrze przerodził się w dwutygodnik. Chyba się rozleniwiłam, choć z drugiej strony... nie bardzo miałam na to czas. Ale po kolei :-)

podsumowanie świątecznego tygodnia i Sylwestra

Święta

Niech mi ktoś wyjaśni, czemu  tym roku wypadły w weekend... No, dobra, mieliśmy chociaż jeszcze poniedziałek wolny, ale to wciąż za mało, zwłaszcza, że przez ostatnie parę lat zdążyłam się przyzwyczaić do dłuuuuugiej przerwy świątecznej. I urlopu mało (kusiło mnie, żeby wybrać, ale... potem się przydały te dni), i zaraz, ale to zaraz po Świętach trzeba było zjawić się w pracy...

...na cały jeden dzień. W domu szaleje od Wigilii grypa żołądkowa. Mnie dopadło w środę. Pracowałam zdalnie, choć nie była to super wydajna praca. Zwyczajnie nie byłam w stanie. Nawet sobie nie wyobrażacie, z jaką ulgą o 15 zatrzasnęłam laptopa i poszłam spać. Wieczorem poczułam się już nieco lepiej, ale byłam na tyle osłabiona, że na drugi dzień wzięłam jeszcze wolne. Ot, i miałam dłuższą przerwę. Tyle tylko, że jelitówki, jako sposobu na przedłużenie ferii, gorąco nie polecam.

W piątek zaś wylądowałam w pracy, ogarnęłam, co miałam ogarnąć i szybko śmignęłam do domu. Z planem, że będę nabierać sił na Sylwestra (bo wciąż odżywiałam się jedynie dwiema bułkami dziennie i dwoma jogurtami - nic więcej nie byłam w stanie przyjąć). Coś tam obejrzeliśmy, coś tam poczytałam i nagle trzeba było iść spać. Wszelkie kosmetyczne zabiegi przełożyłam na dzień "W" (to znaczy, dzień "S").




Sylwester

Wyobrażacie sobie, że obudziłam się już o 8:30? Aż do 17 usilnie starałam się jeszcze choć trochę zdrzemnąć, wiedząc, że czeka mnie cała noc zabawy. Udało mi się dopiero przed 17... Wcześniej skutecznie uniemożliwiała mi to świadomość, ile mam do zrobienia (paznokcie pomalować, głowę umyć, ubrania wyprasować, się umalować...). Niby nic takiego, ale jakoś niespecjalnie miałam ochotę na dzień SPA, bardziej na jedną wielką bezczynność. W końcu się jakoś pozbierałam i pojechaliśmy.

Fajnie było. Przyjemna domówka z dobrym jedzeniem. Można powiedzieć, że spędzaliśmy Sylwestra w kilku miastach naraz - co chwila przełączaliśmy kanały. Był więc i Zenek Martyniuk, i Blue Cafe i oczywiście Maryla :-D

Fajerwerki też były. Takie wyglądające jak Bing Bang :-P


Imprezę zaliczam do udanych. Najlepiej świadczy chyba o tym fakt, że wróciliśmy przed 6 rano :-) Wciąż jednak marzy mi się Sylwester w górach (ostatnio plan ewoluuje w kierunku Ostatków w górach) i mam nadzieję, że wkrótce spełnimy to marzenie :-)

Oczywiście, znowu składałam nietypowe życzenia. Tym razem skupiłam się na kwestii powrotów z Sylwestra:

mem o policjantach w nieoznakowanej skodzie


Nowy Rok

Jeśli cały rok ma być taki, jak jego pierwszy dzień, to zapowiada mi się rok kaca i snu do 14. Swoją drogą, nie wiem, co mnie natchniło, żeby akurat wtedy wstawiać pranie. Wrzuciłam do pralki małą poduszkę i wyciągnęłam ją w dwóch częściach: poszewka i góra mokrego pierza. Pierzem oblazły także ubrania, które prały się z poduszką. Na mokro w ogóle nie szło się ich pozbyć. Gdy piórka wyschły, próbowałam wszystko wytrzepać na tarasie - w efekcie pierzem oblazłam i ja. Przebrałam się, ale to wiele nie pomogło. Tego dnia bardzo dobitnie zrozumiałam, że aniołem nie jestem i nie będę, bo mam alergię na pierze. I drapałam się przez cały wieczór.

2 stycznia

To był dzień, w którym pół firmy miało zbolałą minę mówiącą 2 stycznia powinien być ustawowo wolny. Drugie pół po prostu go sobie zorganizowało i poszło na urlop. Ja na dzień dobry w kuchni, robiąc swoją pierwszą kawę, usłyszałam, że mam czerwone oczy. O zbolałej minie nic nie usłyszałam, ale też ją miałam. Potem czekało mnie podsumowanie i wynikło z niego, że jestem mało wydajna, ale zajebiście dokładna. I dostałam kolejną umowę, zatem mogę się już spokojnie czuć ustabilizowana w kwestii pracy. Poprawiło mi to wreszcie humor na resztę dnia. Trzeba było tylko jeszcze odkopać auto spod półmetrowej warstwy śniegu (stało pod blokiem znajomych od Sylwestra) i można było wracać do domu :-)

Zrobiłam też na drugi dzień swoją listę celów na ten rok. Poczułam się zmotywowana do tego, żeby zapisać ją w swoim magicznym zeszycie i zrealizować. Właściwie, skoro jest w magicznym zeszycie, to się sama zrealizuje ;-) Wciąż się zastanawiam, czy ją będę ujawniać na blogu (przynajmniej tę mniej prywatną część). Na pewno uwzględniłam w swoich planach zostanie superwydajnym i megakreatywnym copywriterem. Już ja Wam pokażę, na co mnie stać ;-) Będę wzorem dla tych starszych stażem. I nie mówię, że to tylko tak dla fejmu - mam widoki na całkiem fajną premię, jeśli tylko wypełnię to założenie.

Chodzi mi też po głowie zrobienie podsumowania tego roku. Wiecie, po to, żeby mieć poczucie, że to był dobry rok, pełen sukcesów. I chyba tak zrobię, a potem wrzucę również na bloga tę mniej prywatną część oraz oczywiście podsumuję, które wpisy Wam się najbardziej podobały ;-)

W międzyczasie udało mi się stworzyć fajną bazę zdjęć do kolejnych wpisów na temat produktów z Aliexpress. Już niedługo pojawią się na blogu i zobaczycie, że naprawdę mam powody do dumy. Mam też powody do radości: zaraz po Świętach przyszła do mnie paczka z prasowaczem parowym. Pierwsze wrażenie: stał się cud i nie nienawidzę prasowania :-) Reszta pojawi się w recenzji.

Dotarły też hybrydy Bling. Wreszcie mam czym malować paznokcie :-) W trakcie przeprowadzki gdzieś mi wcięło moją kolekcję Semilaca i przy sobie mam tylko kolor Frappe, dwa topy, Hardi White, bazę i lampę. To właśnie dlatego zamówiłam kilka Blingów z Aliexpress, w tym trzy lakiery termiczne. Coś pięknego!

hybrydowy lakier termiczny Bling

Zawitała do nas też zima i to taka z prawdziwego zdarzenia, z zaspami, śniegiem zacinającym w twarz i potwornym mrozem. Już w czwartek w drodze na autobus prawie mi uszy odmarzły. Odmawiam wychodzenia z domu. Będę siedzieć pod kocem i czekać, aż mrozy miną.

Jest jednak pewien plus: zima oznacza zimowe fotografie. Chłodne kolory, padający śnieg i szybkie strzały (bo ręce marzną i śnieg w smartfona zacina).

zimowe zdjęcie krajobrazu

ślady stóp na śniegu

padający śnieg na ulicy

padający śnieg

A drogowcy znowu zaskoczeni. Tym razem podobno tym, że sól nie działa przy mrozie -20... W sobotę byłam przez chwilę kierowcą i szybko się przekonałam, co to oznacza... Drogi były bardzo zdradliwe - gdzieniegdzie czarne, a gdzieniegdzie pokryte plamami lodu. Co prawda, nie był to aż taki lodomaggedon, jak kilka tygodni temu, ale... widzieliśmy po drodze auto, które przekoziołkowało do rowu. W drodze powrotnej był przez to pewien problem, bo trzeba było wyminąć te wszystkie radiowozy i auta straży pożarnej, a miejsce było naprawdę niesamowicie śliskie. Szczerze się bałam, że wjadę w radiowóz :-P I klęłam na drogowców. Może sól nie działa, ale to piaskiem posypać nie można? Zawsze by to choć trochę zmniejszyło poślizg.

Tak czy owak, jazda obecnie wygląda mniej więcej tak:


Przeczytałam już Arystokratkę w ukropie oraz część pierwszą, czyli Ostatnią arystokratkę. Potem przyszła kolej na Kłamcę. Dalej miała być Biurwa, ale zostałam namówiona na Opowieści z meekhańskiego pogranicza i w tej chwili jestem chyba około 200. strony. W międzyczasie nabrałam ochoty na coś szybkiego i w dwa dni pochłonęłam Przesunąć horyzont Martyny Wojciechowskiej. Arystokratka była świetna i pełna humoru. Kłamca to coś w klimacie Siewcy wiatru i  dla fanów Lokiego. Przesunąć horyzont to ciekawa historia zdobywania Mount Everestu i pokonywania swoich słabości. Dobrze się czyta i szybko. Opowieści z meekhańskiego pogranicza to podobno coś całkiem odmiennego niż Wiedźmin - a moim zdaniem bardzo podobne. Więcej napiszę, jak dokończę i nastawiam się na to, że uda mi się w ten weekend :-)

Obejrzeliśmy też obie części odcinka specjalnego The Grand Tour, gdzie panowie Clarkson, May i Hammond wylądowali w Namibii ze swoimi wersjami plażowych Buggie. Każde auto było ewidentnie przedłużeniem osobowości jego właściciela. Perypetie Brytyjczyków na pustyni to coś wartego obejrzenia. Uśmiałam się za wszystkie czasy. Było też kilka momentów, w trakcie których podejrzewałam, że Hammond i May poza kamerą oberwali od Clarksona, jak ten nieszczęsny producent Top Gear kiedyś tam... Tak czy owak, fajnie się ogląda GT, o wiele fajniej niż TG. Bardzo przyjemna rozrywka na wieczór.

Mam też za sobą obejrzenie (jednym okiem, bo akurat malowałam paznokcie) Top Gun. Nie ma to jak klasyczny film z tamtych lat :-D A propos nawiązań do klasyki, oglądaliśmy też Stranger things. Dojechaliśmy już aż do 8. odcinka. Nie wiem, o co chodziło twórcom tego serialu. Jeśli o to, by widzowie poczuli się jak w latach 80. przez muzykę midi w tle i potem mieli koszmary, to zdecydowanie im się to udało ;-) Ale za to fabuła całkiem wciągająca.

Od kilku dni czytam zawzięcie wszystkie wpisy lifestylowe u Natalii i tym sposobem wpadłam na świetnego bloga: Matka Sanepid. Lubicie sarkastyczny humor? To na pewno Wam się spodoba.

Na blogu pojawiły się ostatnio trzy wpisy:

Instrukcja dla niezadowolonych z prezentów i świąteczne rozkminy

Co lubicie czytać?

Najgorsi właściciele mieszkań do wynajęcia. Mój TOP 4


A co tam u Was ciekawego? Podsumowania, plany, postanowienia noworoczne? A może zamiast planować, po prostu zaczęliście nowy rok i działacie? :-)

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger