O 6 rano budzi mnie dźwięk budzika.
Jeśli mam szczęście, jest to pierwszy dźwięk, który słyszę, odkąd przyłożyłam głowę do poduszki o 22 czy 23 poprzedniego wieczora. W innym przypadku - jeden z serii bodźców, które uniemożliwiły mi ciągły sen. O ile w środku nocy mogłam sobie pozwolić na zaśnięcie z powrotem, o tyle teraz nie ma szans. Wtedy jedną z pierwszych myśli jest: A gdyby tak popracować z domu?
Odrzucam ją wraz z kołdrą.
Jeśli mam szczęście, jest to pierwszy dźwięk, który słyszę, odkąd przyłożyłam głowę do poduszki o 22 czy 23 poprzedniego wieczora. W innym przypadku - jeden z serii bodźców, które uniemożliwiły mi ciągły sen. O ile w środku nocy mogłam sobie pozwolić na zaśnięcie z powrotem, o tyle teraz nie ma szans. Wtedy jedną z pierwszych myśli jest: A gdyby tak popracować z domu?
Odrzucam ją wraz z kołdrą.
Jeśli miałam szczęście, to wstaje mi się lekko i przyjemnie, a do odrzucenia pozostaje mi tylko kołdra.
W trakcie makijażu otwieram powoli jedno oko, a potem drugie. Zamknięte oczy sprawdzają się jedynie w trakcie lakierowania włosów.
Potem czas na śniadanie, które czasem muszę również przygotować. I kawę. Bez kawy nie da rady. Na to wszystko w najlepszym razie mam około 15 minut. Miałabym więcej, gdybym odpuściła makijaż, ale... wolę wyjść głodna niż nieumalowana. Zjeść mogę w pracy. Malować się? Niby też, ale to już trochę głupio.
Jem, wypijam łyk kawy i wybiegam na autobus. W tym momencie bardzo doceniam to, że mam dosłownie rzut beretem do przystanku. Mogę wyjść dosłownie 2 minuty przed przyjazdem autobusu, a i tak zdążę. Są oczywiście też takie dni, kiedy biorę samochód. Wolę samochód. W samochodzie można głośno śpiewać.
W autobusie też, ale ludzie dziwnie patrzą.
Gdy już dotrę do pracy, odpalam laptopa i idę po drugą dawkę kofeiny. Czasami muszę się jej napić od razu po przyjściu, bo inaczej nie jestem w stanie nic zrobić. Są też dni, kiedy mogę spokojnie poczekać, aż kolejka do ekspresu się rozładuje, a kawę wypijam zimną po kilku godzinach. Zdarza się, że biorę dużą z mlekiem. Są też i takie dni, kiedy muszę do niej dodać espresso.
Wszystkie są jednak do siebie podobne.
Wszystkie są jednak do siebie podobne.
Zabieram się za pracę.
Koło 15 dziwię się, że przecież niedawno przyszłam do pracy. Jeśli w nocy słyszałam zbyt wiele dźwięków, o 15 czuję ulgę, że już niedługo jadę do domu i będę mogła się poobijać. W pracy nie umiem. Lubię swoją pracę i niezależnie od tego, jak się czuję, zawsze znajdę sobie coś do roboty.
Koło 15 dziwię się, że przecież niedawno przyszłam do pracy. Jeśli w nocy słyszałam zbyt wiele dźwięków, o 15 czuję ulgę, że już niedługo jadę do domu i będę mogła się poobijać. W pracy nie umiem. Lubię swoją pracę i niezależnie od tego, jak się czuję, zawsze znajdę sobie coś do roboty.
I pracuję, pracuję, pracuję.
A potem szybko wyłączam laptopa. Wychodzę z pracy i idę na parking po auto lub na autobus. Wracam, jem obiad, a potem ląduję w łóżku. Najczęściej z książką, tabletem (i odpalonym Legimi) lub laptopem. Blog sam się nie napisze, a wiedza o SEO sama nie zdobędzie. Tak mija mi wieczór. Czasem zamiast czytać, oglądam coś: Ucho prezesa, Googlebox lub jakiś serial. Generalnie jednak wieczory po pracy też są do siebie podobne - robię to, na co mam ochotę. Zdarza się, że próbuję się przespać. To jednak nigdy nie wychodzi, bo nie umiem spać w dzień.
Późny wieczór dla mnie zaczyna się o 21. Wtedy najczęściej zasypiam przy oglądaniu serialu, filmu lub jakiegoś programu w TV. Jeśli dobrze pójdzie, śpię spokojnie do rana.
O 6 rano budzi mnie dźwięk budzika...