22 września

Tangle Teezer vs. Tangle Angel. Porównanie

Tangle Teezer kontra Tangle Angel? Jak myślicie, kto wygrał? O tym w dalszej części posta, dlatego zostańcie ze mną.

kobieta o pięknych włosach

Moja przygoda ze szczotkami bezboleśnie rozplątującymi włosy zaczęła się od Tangle Teezera. Trafiłam na tyle blogowych peanów na jego cześć, że aż sama się skusiłam. Nie byłam jednak stuprocentowo przekonana, czy taka szczotka spełni moje oczekiwania, dlatego wybrałam wersję kompaktową - Tangle Teezer Compact Styler w kolorze czarno-złotym. Była mniejsza, tańsza, ale też bardzo mi się podobała wizualnie.




Pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne. Szczotka naprawdę rozczesywała włosy i robiła to bezboleśnie. Suche czy mokre - to bez znaczenia. TT naprawdę świetnie sobie radził. Miał tylko jedną wadę - kiepsko go się trzymało w ręce. Łatwo się z niej wyślizgiwał, szczególnie z mokrych dłoni lub przy rozczesywaniu włosów po myciu. Poranny huk upadającej na  podłogę szczotki nieco przeszkadzał współmieszkańcom. Usłyszałam sugestię, by zacząć używać "normalnej" szczotki z rączką. Tego już absolutnie nie brałam pod uwagę. Powrót od TT do zwykłej szczotki byłby jak przesiadka z Lexusa na rower. Postanowiłam zatem poszukać odpowiednika TT z rączką.

W tamtym czasie trudno było w Polsce kupić TT w wersji Ultimate.

W ten sposób trafiłam z powrotem na posty o Tangle Angel. Nie powiem, zawsze podobał mi się jego oryginalny wygląd. Jakimś niepojętym sposobem zdecydowałam się jednak na Tangle Angel Classic, bez tego charakterystycznego wzoru skrzydeł anielskich. Sama się sobie dziwię.

Pierwsze kilka użyć przypominało TT, ale w znacznie wygodniejszej wersji. Wreszcie trzymałam szczotkę pewnie w dłoniach i nie upuszczałam jej co chwila. Po kilku tygodniach jednak TA przestał sobie radzić z moimi włosami. Po jego użyciu plątały mi się niemiłosiernie i kołtuniły. TA w ogóle nie potrafił ich do końca rozczesać. Odstawiłam go zatem na półkę i z podkulonym ogonem wróciłam do TT. I do głośnego upuszczania go na ziemię...

Co jakiś czas próbuję wrócić do TA, ale on sprawdza się tylko do delikatnego rozczesywania. Z mokrymi włosami nie radzi sobie w ogóle. Wszelkie poważniejsze splątania rozczesze tylko TT (mocno już sfatygowany). Niestety, z czasem TT też coraz łatwiej się upuszcza. Przypuszczam, że ząbki się już nieco zużyły i rozczesywanie wymaga nieco więcej siły. Wciąż jednak działa - a mam już swojego TT od dobrych dwóch lat. TA nie wytrzymał  nawet miesiąca...

Nie wrzucę Wam niestety zdjęć moich TT i TA, bo obie są już zbyt mocno zużyte. TT pozbył się już nawet swojej złotej części. Planuję wkrótce kupić nowy. Starcie z TA wygrał bezsprzecznie. TA być może jest dobry do włosów mniej wymagających, krótszych, mniej porowatych i z mniejszą skłonnością do plątania się. TT poradzi sobie nawet z trudnymi przypadkami. Jeśli mnie zapytacie zatem, co polecam - bez wątpienia TT. Nawet mimo mało poręcznej formy, wciąż wygrywa. Liczę jednak na to, że uda mi się wreszcie dopaść wersję Ultimate. I mam nadzieję, że będzie równie dobra, jak kompaktowy TT ;-)

A Wy jakich szczotek używacie? Która w Waszym przypadku wygrywa - TT czy TA? A może klasyczny grzebień? ;-)

Tutaj kupisz szczotki Tangle Teezer oraz Tangle Angel w świetnych cenach:



Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger