27 czerwca

Rok na blogu oraz tydzień do wakacji - podsumowanie


Właśnie zaczyna się mój ostatni tydzień tego pobytu w Monachium. Szczerze, to udało mi się ten wyjazd przetrwać całkiem bezboleśnie i nie czuję się po nim jakoś nadmiernie przepracowana, czy zmęczona psychicznie, jak po poprzednim razie.

To znaczy, czuję wyraźnie, że potrzebuję wakacji i resetu, ale nie jest to takie typowe psychiczne zmęczenie wrednymi (bo tak niestety trafiam) Niemcami ;-) A może po prostu wszyscy Niemcy to wredne zarazy?

Na pewno jednak bardzo mnie cieszy, że zostało mi już tylko 9 dni, a to jest tak mało czasu, że ani się obejrzę, a będę już siedzieć w autokarze, a potem znajdę się we własnym łóżku i będę mogła się trochę polenić :-)

Nie mogę się już doczekać także przez to, że praktycznie zaraz po powrocie wyjeżdżam na wakacje nad morze. Nie zostawiłam sobie wiele czasu na przepakowanie się, ale co tam... Mój wspaniały mi na pewno w tym pomoże :-)

Piszę, bo po pierwsze postanowiłam sobie dziś zrobić taki luźny dzień, kiedy za zlecenia zabiorę się może dopiero gdzieś pod wieczór, albo nawet i jutro, a chciałam się skupić na pisaniu bloga i stworzyć może jeszcze coś na zapas na czas wakacji (kilka gotowych postów już czeka, także ciszy na blogu na pewno nie będzie). Zresztą, jak tak czytam sobie starsze posty u Ani, to nagle sobie uświadamiam, że jest tyyyyle rzeczy, o których mam ochotę napisać... Także korzystam i piszę.

Poza tym, chcę wrócić teraz do podsumowań tygodnia, ponieważ jakoś lepiej pozwalają mi ogarnąć wspomnienia. Co prawda, sprawiają też, że mam wrażenie, że tygodnie mijają szybciej, ale... z drugiej strony jak jestem w Niemczech, to nie dzieje się wiele. Albo przynajmniej jest niewiele takich rzeczy, które chciałabym w ogóle zapamiętać. Za to każda moja chwila spędzona w Polsce jest cenna i chcę te właśnie momenty utrwalać.

Ponadto, odkąd piszę na zlecenie, odkryłam, że szybciej mi idzie formułowanie swoich myśli. Na dodatek, pisząc sporo rzeczy "na życzenie", dobrze jest mieć też odskocznię w postaci bloga, gdzie piszę na luzie i dla przyjemności. I na szczęście, wrócił mi ten etap, kiedy blog daje mi radość.

Już kiedyś wspominałam, że w pewnym momencie czuję się w jakiś sposób blogiem przytłoczona. A czemu? Bo za dużo się naczytałam, że trzeba się poważnie przykładać do jego promocji i:
  • często pisać,
  • zaglądać na inne blogi i zostawiać wartościowe komentarze,
  • odpowiadać na komentarze na swoim blogu,
  • prowadzić fanpage,
  • zaglądać na fanpage'e innych blogów, lajkować i komentować...
  • działać w innych kanałach social media, na przykład na Instagramie...
Zawsze w końcu po chwili otrzeźwienia ("nic na siłę") wpadam znowu w tę pułapkę, że staram się jak najbardziej rozpromować bloga, a potem nagle nie mam już czasu, siły i chęci na pisanie, bo całą swoją energię zużyłam na promocję. I to jest błąd. Blog jest dla mnie, więc będę nim zarządzać tak, jak uważam. Jeśli mam ochotę coś u kogoś skomentować, polajkować - zrobię to. Ale nie na siłę, "bo trzeba", "bo wzajemność", tylko jeśli będę tak czuła. A niestety, jestem tym typem osoby, który nieczęsto to czuje. Będę działać na fanpage'u i Instagramie, ale wtedy, kiedy będę miała tam coś wartościowego do powiedzenia. Te wszystkie miejsca są moje i dla mnie, zatem mam prawo prowadzić je tak, jak ja chcę - a nie tak, jak wypada. Mam prawo nie interesować się wszystkimi blogami i fanpage'ami, które interesują się moim. I nie będę też miała pretensji, jeśli ktoś po tych słowach przestanie mnie obserwować - też macie do tego prawo :-) I mam tylko nadzieję, że znowu za jakiś czas nie wpadnę w ten drugi rów "zawziętej promocji", tylko utrzymam już tę blogową równowagę :-)

Ja naprawdę lubię pisać i potrzebuję takiego miejsca, w którym mam możliwość wypowiedzieć się na różne tematy. W którym mogę utrwalić różne fajne wspomnienia, podróże, oraz własny rozwój. W które mogę zajrzeć co jakiś czas i zobaczyć, że jeszcze rok temu byłam "o tu", a teraz nagle jestem w milion razy lepszym miejscu w swoim życiu. Nie piszę tego bloga dla popularności, dlatego też nie będę się bawić w jego nieustanne promowanie. Na początku, zaczynając pisać, nie wiedziałam jeszcze, czego oczekuję po tym miejscu. Ale po roku to jest już dla mnie jasne.

Zdaję sobie sprawę, że jest to jakiś sposób uzewnętrzniania się, ale robię to tylko do pewnego momentu. Blog jest głównie dla mnie, ale jeśli ktoś go lubi obserwować, to cieszy mnie to, jak najbardziej. Ale nie walczę tu o statystyki. Po prostu zapewniam sobie przyjemne hobby :-)

Cieszę się bardzo, że do tego momentu doszłam po roku prowadzenia bloga. Być może, za rok w tej kwestii znów coś zmienię - ale wydaje mi się, że jestem jednak za wygodna, by odejść od prowadzenia go czysto dla przyjemności, naturalnie, a nie dla wyświetleń. Żaden tam ze mnie Piecyk czy też inna Sangrinita :-D Doceniam i podziwiam, że są w stanie pisać bloga i zarabiają na tym poważne kwoty... ale czy serio są w stanie? Widziałam już jakiś czas temu ogłoszenie chyba właśnie u tej blogerki, że szuka kogoś, kto będzie pisał u niej posty...

Cóż, szykuje mi się teraz dość aktywny tydzień, bo sporo będę musiała zrobić. Zaczynając od pracy, której wciąż mam tyle samo, pakowania się (robię to mega szybko, ale jednak zanim się spakuję, trzeba by zrobić pranie, potem posprzątać po sobie...), a kończąc na milionie kosmetycznych zabiegów, które trzeba zacząć wykonywać (na wyjeździe wyluzowuję, nie maluję się zbyt często, rzadziej myję głowę, reguluję brwi...). Wiecie, nie mam dla kogo tutaj dobrze wyglądać, a na Skypie aż tak bardzo nie widać, że nie jestem umalowana :-D Poza tym... nawet nieumalowana Polka wygląda o milion razy lepiej od niejednej Niemki... 

Znacie ten dowcip, jak się nazywa piękna kobieta w Niemczech?




Turystka.

Albo imigrantka ;-)

No dobra, trochę się wyzłośliwiam wobec tych Niemców, ale wierzcie mi, że to bardzo pomaga przetrwać wyjazdy, kiedy podchodzi się do tego z dystansem i traktuje jako okazję do śmiechu ;-)

Także... czekam z niecierpliwością na mój powrót do Polski. Na tę chwilę, kiedy wysiądę z autokaru i zobaczę mojego wspaniałego. Na tę chwilę, kiedy znajdę się we własnym mieszkaniu i wreszcie będę mogła sobie trochę poleniuchować, wybrać się na basen czy też nad zalew i spędzić miło czas, nigdzie się nie spiesząc i nic nie musząc. A potem szybko odpocząć, przepakować się i wsiąść w pociąg nad morze. Wiecie, marzenia się spełniają. Kiedyś bardzo marzyłam o tym, by spędzić wakacje nad morzem - wreszcie to się dzieje. I sama na to zapracowałam, nie czekałam, aż spadnie mi z nieba. Jestem z siebie dumna :-)


Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket

Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger