12 września

Przegląd tygodnia 31 sierpnia - 6 września

Tydzień zaczął się powrotem upałów, co powitałam z wielką niechęcią, bo jednak mój pokój na poddaszu w ich trakcie przemienia się w saunę. Nawet wentylator nie pomaga. Czasem mam wrażenie, że jakbym wybiła jajko na stół, to by się usmażyło... Na szczęście we wtorek przyszło ochłodzenie i deszcz. Nie lubię takiej pogody, ale uważam ją za o wiele lepszą alternatywę dla ponad trzydziestostopniowych temperatur ;-)

Ze zdjęć tym razem mam jedynie dwa i typowo kulinarne. Po pierwsze: pyszne ciasto kręcone. To pierwsze ciasto, jakie nauczyłam się w ogóle piec i jest tak proste, że nawet ostatnia ofiara losu sobie z nim da radę. Można je w bardzo różnorodny sposób modyfikować: ja dodałam tym razem kakao i małe kawałki ananasa z puszki. Ten przepis zawsze się udaje :-)


ciasto szybkie i proste z ananasem




A tutaj przykład tego, co ostatnio zajadam czyli frytki z batatów. Oraz oczywiście mięcho. Odkąd ćwiczę, czuję straszną potrzebę, żeby dostarczać sobie dużo białek i to nie jest nic na zasadzie "muszę, to jem", tylko faktycznie mam ochotę. Jedzenie intuicyjne :-) Organizm wie, co dla niego dobre. Słodkie ziemniaki bardzo mi posmakowały i tutaj widzicie alternatywę dla standardowych frytek. Bardzo proste do zrobienia: obrać bataty, pokroić jak na frytki i wrzucić do miseczki z niecałą łyżeczką oliwy oraz ulubionymi przyprawami, wymieszać, a potem na papier do pieczenia i do nagrzanego piekarnika na ok. 40 minut w 200 stopniach. Na jedną porcję spokojnie wystarczy jeden ziemniak :-) Jeśli chcecie chrupiące, musicie je jeszcze obtoczyć w mące kukurydzianej. W innym przypadku będą bardzo miękkie.

Poza tym ciągle trzymam się swojego planu dnia, w którym musiało się znaleźć miejsce na codzienne czytanie książek i naukę niemieckiego. I ciągle się okazuje, że na to wszystko mam czas. Czytanie zajmuje mi przynajmniej półtorej godziny dziennie. Oprócz "Czterogodzinnego tygodnia pracy", zaczęłam "Na wojnie nie ma niewinnych", "Wilka stepowego" oraz "Imię róży", które gorąco zachwalał mi mój mężczyzna. I za które usiłowałam się zabrać w trakcie podróży, ale historyczny wstęp na trzydzieści stron mnie zraził. Nigdy nie lubiłam takich wstępów, bo też i nie lubię zbytnio historii. Jednak w końcu postanowiłam olać to całe wprowadzenie i zacząć czytać bezpośrednio treść ksiąźki. I to był dobry pomysł :-) Odkąd pamiętam, te wstępy to była moja zmora - nudne i długie. Nie wiem, po co tym psuć udaną książkę... Jedyne wprowadzenie, jakie mnie nie zniechęciło, było w " Wilku stepowym". I tam to nawet było potrzebne, by nieco przybliżyć główną postać z innej perspektywy.

Dora Wilk



I nie, nie czytałam "Wilka stepowego" po niemiecku. Aż tak wybitna jeszcze nie jestem :-) Chciałam po prostu wrzucić tutaj tę okładkę, bo moim zdaniem fajnie oddaje zamysł powieści. A swoją drogą, gdzieś u mnie w odtwarzaczu w telefonie błąka się zespół Steppenwolf... Taki fajny, stary rock. Czyżby egzystencjalny? ;-) 

Pod koniec tygodnia skończyłam czytać Hermanna Hesse oraz zostało mi ostatnie kilkadziesiąt stron Dory Wilk. I teraz, gdy to piszę, uświadomiłam sobie, że w obu lekturach pojawiły się wilki i ich wilcze obyczaje. A u Anety Jadowskiej znalazło się jeszcze trochę nawiązań do niemieckich poczynań wojennych. Ot, świetnie dopasowana lektura na pobyt w Niemczech... Ale to mi wyszło tak całkiem niechcący :-)

Zaczęłam też kolorować mandale dla uspokojenia. Jak to ja - oczywiście w wersji elektronicznej. I muszę przyznać, że to faktycznie relaksuje i pomaga się skoncentrować. I wciąga :-) Jeden szablon można pokolorować na niezliczoną liczbę sposobów, więc tak naprawdę można to robić do znudzenia. I to właśnie robię, gdy chcę się zrelaksować, uspokoić umysł, skupić się czy po prostu zająć sobie troszkę czasu :-) Aplikacji używam głównie na tablecie, ale sprawdzałam ją też na telefonie - i daje radę, mimo o połowę mniejszego ekranu :-) 

Z linków chcę się dziś podzielić tylko jednym, w ramach rozpowszechniania informacji o pewnym pracodawcy, którego należy stanowczo unikać. Potraktujcie to trochę jako ostrzeżenie i przeczytajcie koniecznie historię Oli o molestowaniu przez szefa. Jestem pełna podziwu, że o tym napisała i mam wielką nadzieję, że ta informacja rozniesie się tak mocno, że nikt nie będzie chciał pracować dla tego oblecha.

I uwaga, teraz będzie kompromitujące wyznanie... Jedyną polską telewizją, jaka u mnie sobie gra w tle wieczorami, jest Eska TV. No dobra, to jeszcze nie jest aż tak kompromitujące. Zasadniczo podoba mi się to, że tam nie ma żadnych programów informacyjnych. (I potem jestem nie na bieżąco, i nic nie wiem o hakerach, którzy się włamali do portalu randkowego dla niewiernych małżonków, czy też o złotym pociągu w Wałbrzychu. I wiecie co? Jakoś specjalnie mnie to nie boli :-) A i tak o wszystkim się dowiaduję później :-)) I do tego tygodnia właśnie sobie oglądałam powtórki "Wczorajszych", które bardzo mnie wciągnęły - i tak, to jest ta część, którą można uznać za kompromitującą ;-)

Ten program uważam za dość ciekawy eksperyment, choć wątpię, żeby komuś faktycznie zmienił życie. Dla mnie to był pewien rodzaj masochistycznej rozrywki - zwłaszcza przy oglądaniu niektórych bohaterów, których cechowała nieznośna głupota. No i poza tym to ciekawe, zobaczyć na trzeźwo, co robią ludzie po alkoholu. I ta ich udawana skrucha po obejrzeniu rano materiału ;-) Obstawiam, że niejedna osoba, która się tam zgłosiła, marzyła o zostaniu celebrytą i pojawianiu się regularnie na Pudelku ;-) Ale wiecie co? Jeśli to miało dać komuś szczęście, to spoko, nie mam nic przeciwko. Ze swojej własnej perspektywy - nie chciałabym, żeby cała Polska oglądała mnie w takiej sytuacji :-) Ale różne ludzie mają pomysły na życie, to niech sobie robią, co tam im w duszy gra ;-)

Tymczasem ja bez udawanej skruchy zapraszam Was do obserwowania mnie na FacebookuBloglovin' i w Google+ oraz życzę Wam ładnej pogody w weekend :-) 

Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket
Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger