27 lipca

Przegląd tygodnia 20-26 lipca


Ten tydzień to ciąg dalszy relaksowania się, któremu towarzyszył również o wiele większy spokój - bo już w poniedziałek się dowiedziałam, że mam pewny wyjazd do pracy do Niemiec. Odmówiłam również wyjazdu na podobne zlecenie z konkurencyjnej firmy - które traktowałam rezerwowo, bo zaproponowano mi gorsze warunki finansowe. I zostałam ochrzaniona, że przecież nie przyjmuje się dwóch zleceń naraz... No przyjęłam, bo nie wiedziałam, które się uda. Musiałam się zabezpieczyć. A to, że ja przyjęłam, to i tak jeszcze nic nie znaczyło, bo dopiero w tym momencie moją aplikację przekazywano niemieckiemu pracodawcy. A on mógł jej nie zaakceptować. I wtedy nagle, gdy się okazało, że przyjął, dowiedziałam się również, że miałabym jednak zarabiać o kilkaset Euro więcej niż pierwotnie mi zapowiedziano... Było powiedzieć wcześniej, to bym się na tę ofertę zdecydowała ;-) Ale swoją drogą rozbawiło mnie, jadę do pracy, w której zasadniczo doświadczenia nie mam (powiedziałabym, że malutkie, wręcz śladowe), a tu się tak firmy o mnie zabijają. Budujące :-)

Dalej nie umiem się przestawić na tryb wstawania po ośmiu godzinach, jak kiedyś. Śpię z przerwami po 9-10 godzin. Tak, jakby organizm nadrabiał za ten rok, kiedy autentycznie nie byłam w stanie spać dłużej. Mam też inną teorię.  Wydaje mi się też, że mój sen w trakcie tych upałów jest gorszy, bardziej płytki i może dlatego trwa dłużej.


Poza tym poświęciłam sporo czasu na pisanie. Przede wszystkim bloga. W kolejce czeka już kilka postów do publikacji :-) Miałam sporo pomysłów, więc pisałam bez wytchnienia. Do tego trochę dopracowałam szablon, żeby lepiej wyglądał i działał. Poza tym zniecierpliwiłam się już oczekiwaniem na weryfikację na Supertreść.pl i napisałam do nich maila w tej sprawie. Mój tekst przykładowy został zaakceptowany jakieś 10 minut później :-) Niestety, póki co jestem mocno zawiedziona tym portalem, bo ilekroć tam zaglądam, nie ma żadnych zleceń. Ta platforma to żyje jeszcze, wie ktoś coś? Na Giełdzie Tekstów również cisza, moje artykuły wiszą i nic z tego nie wynika. Zmniejszyłam nieco ich ceny, minęły od tej pory dwa dni i jeszcze nie zostały przyjęte, tak więc nie wiem, czy niższe ceny cokolwiek zmienią. Jednak czekam dalej. I do nich też napiszę maila. Kolejnego, bo jeden już był i jak dotąd, pozostał bez odpowiedzi.

Odkryłam również nowego bloga, którego styl bardzo mi się podoba. Ale przede wszystkim Justyna Ignaczak urzekła mnie postem, w którym udostępnia do wydruku za darmo zakładki do książek z postaciami z Gry o Tron. Cudowne, od razu wydrukowałam, wycięłam i skleiłam, z zamiarem podarowania mojemu mężczyźnie. A i sobie zostawię, na zachętę :-)

Z drugiej strony, zachęty chyba nie potrzebuję. Na drogę dostałam Truciznę Andrzeja Pilipiuka, czyli zbiór opowiadań o Jakubie Wędrowyczu. Do tej pory przeczytałam tylko jedno, Wybory i już wiedziałam, że będę kontynuować. W drodze miałam sporo czasu, większość książki dosłownie pochłonęłam, a w tym tygodniu postanowiłam ją dokończyć. Słyszałam trochę negatywnych opinii, że ten zbiór opowiadań to już nie jest to samo, co na początku. Trudno mi się wypowiedzieć, skoro sama zaczęłam od tego tomu :-) Na pewno warto przeczytać, jeśli ktoś oczekuje lekko napisanej, pełnej humoru fantastyki. To zdecydowanie jedna z lepszych książek, jakie kiedykolwiek wpadły mi w ręce.

Końcówka tygodnia minęła mi na gorączkowym wydzwanianiu po dwa razy dziennie do Wydziału Komunikacji. Dzwoniłam rano - kazali się odezwać po południu. Dzwoniłam po południu - kazali dzwonić nazajutrz rano. W piątek była największa nerwówka. Rano mojego prawa jazdy jeszcze nie było, ale w południe, gdy zadzwoniłam, słychać było, że dość długo szukają i wreszcie usłyszałam to długo oczekiwane "Jest już do odbioru". Co to była za radość :-)

Przez tyle lat chciałam mieć prawko, ale "jakoś tak" go nie robiłam. Teraz się wreszcie za to wzięłam, zmotywowana przez mojego wspaniałego mężczyznę i oto po wielu perypetiach jestem dumną babą za kółkiem :-D Naprawdę, cieszy mnie to niesamowicie, bo mimo mojego zwlekania przez cały czas uważałam, że kobieta powinna mieć prawo jazdy. I nie jako jeden z wielu dokumentów w portfelu, ale jako coś, z czego stara się naprawdę korzystać, gdy tylko ma taką okazję. W dzisiejszych czasach jest to coś niezbędnego. Pisała o tym Lifemanagerka i podpisuję się pod tym obiema rękami, i zgadzam w pełnej rozciągłości :-)

Ja tylko dodam od siebie, że posiadanie prawa jazdy w moim odczuciu sprawia, że jestem bardziej wartościowym człowiekiem i pracownikiem. I że strasznym błędem jest dla mnie, kiedy ktoś (a najczęściej dotyczy to kobiet właśnie) robi prawko, a potem w ogóle, ale to w ogóle z niego nie korzysta. I jak już kiedyś musi po latach wsiąść do auta, to ma potężny problem. To wyrzucone pieniądze. Robisz po to, żeby korzystać. A jeździsz po to, żeby się stać dobrym kierowcą. Bo nie czarujmy się, zaraz po zdaniu egzaminu na pewno nim się nie jest :-) Ale z czasem, jeśli się jeździ po różnych miejscach, nabiera się cennego doświadczenia :-)





Skoro w piątek odebrałam prawo jazdy, w sobotę już jeździłam. Co prawda, przypadła mi mało wdzięczna rola imprezowego kierowcy (czyli użeranie się z pijanymi, a potem znajdowanie przez kolejne dni w aucie puszek i butelek), ale był to dla mnie niesamowicie przydatny test. Jednej nocy zrobiłam około 70 kilometrów, w tym drugą połowę samodzielnie, nocą, w nieznanym terenie, licząc tylko na siebie i nawigację w telefonie (bo odwożeni pasażerowie słodko sobie spali :-)). Na początku byłam strasznie zestresowana, później i tak przez cały czas towarzyszyła mi lekka adrenalina, ale przy jeździe nocą to było akurat całkiem przydatne, bo byłam czujna i nie chciało mi się spać :-) Tak się wczułam w tę rolę, że po powrocie, gdy już koło 5 rano się położyłam spać, nie byłam w stanie przespać więcej niż pięć godzin z przerwami, bo ciągle mi się śniło, że dalej prowadzę. I o ile lubię jazdę samochodem, to jednak wolałabym, żeby mi się nie śniła ;-)

W niedzielę też jeszcze miałam okazję pojeździć, ale było to już może jakieś 10 kilometrów. Można powiedzieć, że po tym weekendzie mam zrobione swoje pierwsze 80 km i jestem z siebie dumna, że mi tak dobrze poszło. I że stres mnie nie pokonał, tylko to ja zwyciężyłam stres. I to poczucie dumy pewnie jeszcze długo mi będzie towarzyszyć :-)

W tym tygodniu praktycznie w ogóle nie korzystałam z aparatu, stąd też bardzo mi się przydał Bank Zdjęć, który można znaleźć na blogu Jest Rudo. Bloga odkryłam kilka dni temu i nie mogę się oderwać. Zdjęć mogłam użyć bez podawania źródła, jednak chciałam, żebyście wiedzieli, kto wykonuje tak piękne, klimatyczne fotografie :-)


Obserwuj mój blog lifestylowy na:
Photobucket    Photobucket    Photobucket

Copyright © Blog lifestylowy - Pomysłowa , Blogger